Życie misyjne

12299721_987574304647357_2000509395_oMija już 3. miesiąc mojego pobytu w Fullasie. Jak dla mnie to czas radości, ale też wielu trudności. Pracując wraz z mieszkańcami przyglądam się ich codzienności. Niejednokrotnie naznaczonej biedą, ale w której można zobaczyć ogromną walkę o przetrwanie. Po wschodzie słońca mieszkańcy wyruszają do swoich prac. W Fullasie, rejonie zamieszkiwanym przez plemię Sidama, głównie mężczyźni  podejmują się pracy zarobkowej. Bardzo pożądanym zawodem jest policjant, ale również w szkołach czy przychodniach można ich spotkać. Kiedy pewnego razu zapytałam dzieci, kim chcieli by zostać w przyszłości – wszyscy chłopcy jednogłośnie odpowiedzieli: policjantem. Pozostała również liczna część męska utrzymuje rodziny z upraw. Kobiety głównie zajmują się pracą w domu. To one przyrządzają posiłki i opiekują się dziećmi. Choć często opiekę nad młodszym rodzeństwem obejmują starsze siostry.

    W pierwszym wpisie wspominałam o motywie drogi, przy której toczy się życie. Droga ta jest również często związana z wielkim niebezpieczeństwem. Przejeżdżając przez miejscowości, niezależnie od pory dnia, spotkać można tłumy ludzi. Szczególne napięte i niebezpieczne są dni, w których odbywa się targowisko. Przyznam szczerze, że podróżowanie po etiopskich drogach jest dla mnie bardzo stresujące. Nigdy nie wiesz co cię może spotkać. Niezależnie od tego czy jesteś dobrym kierowcą ( ja sama choć mam prawo jazdy, przyrzekłam sobie, że nigdy nie zasiądę tutaj za kierownicą) czy jeździsz zgodnie z zasadami, w momencie kiedy dojdzie do wypadku to ty jesteś winien. Często ofiarą wypadku jesteś ty sam, bo to pijany mężczyzna wejdzie pod koła lub dzieci bez spoglądania nagle wybiegną przed przebiegającym samochodem. Spotkać można również ludzi, którzy robią to specjalnie w celu wyłudzenia  pieniędzy, bo przecież winny będzie zawsze kierowca. Takie etiopskie prawo obowiązuje zarówno kiedy potrącony zostanie człowiek, ale także i zwierzę.

   Jak mówił mój przyjaciel,, Afryka ma dwie twarze”. Piękną – tętniąca życiem, krajobrazami, ale też tą niebezpieczną- ukazującą różnice  kulturowe, co w pracy misyjnej wiąże się z wielkim trudem. Często tak naprawdę ludzie nie chcą Twojej pomocy, nie chcą zmian na lepsze, a nawet traktują Cie jak intruza. W przypadku niepowodzeń zawsze winna jest po twojej stronie. Dlatego w tym miejscu chciałabym wspomnieć kilka słów o misjonarzach, których życie i oddanie podziwiam. Często pozostawiają swoje rodzinny daleko stąd na wiele lat ( np. Siostry Misjonarki Miłości mogą odwiedzać swoich bliskich co 10 lat). Przyjeżdżając do nowego czasem bardzo odmiennego kraju. Muszą dostosować się do klimatu, a także lokalnego jedzenia. Prowadzą przychodnie lekarskie przez które dziennie przewijają się tłumy ludzi, nauczają i wychowują w szkołach. Niosą Ewangelię katechizując, prowadząc spotkania dla różnych grup wiekowych.  Pracują pośród ludzi i dla ludzi, jednak często Ci sami ludzie stoją przeciwko nim. To jest jednak przykład prawdziwej miłości – kochać nie tylko tych, którzy nas kochają ale przede wszystkich tych, którzy cię przeklinają, złorzeczą , którzy ciebie po prostu nie chcą. Jest to krzewienie Królestwa Bożego pomimo trudów, rzucanie maleńkiego ziarnka gorczycy, które być może w przyszłości stanie się ogromnym drzewem ( Mk 4,32). Ja sama uczę się wiele  i jestem wdzięczna  wspólnocie Sióstr, z którymi żyję na co dzień. Wszystkie Siostry z Wspólnoty Maryji Dzieciątka pochodzą z Indii. Na zaproszenie biskupa Hawassy przyjechały tutaj 7 lat temu. Wówczas tylko we czwórkę dziś posiadają już 4 domy misyjne w Etiopii. Patrząc na ich pracę i zapał  umacniam się bardzo ich świadectwem misyjnym.