Wydarzeniowy zawrót głowy

Jejku jak długo nie było żadnych nowych wieści o nas! Przepraszamy jeśli poczuliście się zaniedbani…to wszystko dlatego że tyle się działo! Naaadam kolejny niespodziewany, coraz mocniejsze przygotowania do finalnego competition, rekolekcje wspólnotowe, wizyta w Darhanie i pierwsza podróż mongolskim pociągiem!!! Ale może po kolei…

Rekolekcje

Zaraz po ostatnim wpisie miałyśmy możliwość (niestety tylko przez 3 dni a całość trwała dni 7) uczestniczyć we wspólnotowych rekolekcjach. Czas pomiędzy posiłkami oraz niektóre posiłki przebiegały w milczeniu i refleksji nad tematem z danego dnia. Msza, medytacja nad słowami z Pisma Świętego oraz Lectio Divina naświetlały nam kierunek przemyśleń na dany dzień. Niesamowity jest sposób w jaki czasem Pan naświetla nam drogę. Widać było, że taka chwila oderwania się od codziennych obowiązków i ponownego odkrycia sensu misyjności była wszystkim potrzebna.

Powrót do wioski

Z części rekolekcji musiałyśmy zrezygnować by powrócić do naszej bazowej placówki prowadzić zajęcia. W końcu na koniec obozu będzie tzw. competition na którym zostaniemy rozliczone z postępów w nauce i nasze grupy będą musiały pokazać czego się nauczyły przez okres wakacji. Nie małe to wyzwanie. Dlatego czas od środy do piątku wypełniony był przygotowaniami.

Darhan

W sobotę natomiast miałyśmy udać się do oddalonej o niespełna 300 km od Ułan Bator placówki misyjnej w Darhanie.  Działa ona już od około 10 lat. Będąc tam uświadomiłam sobie jak bardzo dzieci i młodzież potrzebują takiego miejsca wspólnoty. Miejsca gdzie mogą być sobą, mogą być dziećmi. Ich czas przez wakacje wypełniony jest od poniedziałku do niedzieli. W tygodniu o 8 rano zbierają się by pojechać na działkę. Pielęgnują tam ogród w którym rosną warzywa z których to później część z ochotników w międzyczasie gotuje obiad. Każdy ma ręce pełne roboty, ale widać że nie jest to dla nich najmniejszym problemem. Są szczęśliwi mogąc być razem. Po wspólnej pracy i posiłku wszyscy wracają do ośrodka na zajęcia z języka angielskiego, koreańskiego i wielu innych. Gdy czas nauki dobiegnie końca nadchodzi wyczekiwane przez wszystkich oratorium! Czyli około 2h wspólnego szaleństwa na boisku do piłki nożnej, przy kartach, rummikubie i innych. Każdy znajduje coś dla siebie. Nikt nie zostaje sam. Koło 18 całość kończy się mszą świętą. Choć przy sprzyjającej pogodzie koniec ten wcale tak definitywny nie jest, bo chętni do gier znajdują się cały czas. Przez trzy dni bycia tam zdążyłyśmy się naprawdę zżyć z tymi fantastycznymi młodymi ludźmi. Niesamowite….myślałam że takie rzeczy są niemożliwe…a tu jednak..

Kolejną nie lada przygodą była podróż pociągiem. Wyobraźcie sobie… jakieś 280km odległości…ponad 6h jazdy. Dla mnie to był lekki szok. Kolejną nowością w Mongolii jest możliwość wykupienia miejsca leżącego…i to bynajmniej nie w sypialnianym wagonie. Różnica i w cenie i w miejscu polega na tym że…o ile wszystkie miejsca wyglądają jak leżanki to mając miejsce siedzące na jednej leżance mieszczą się 3 osoby, to mając miejsce leżące tylko jedna. Ot całość… Ale po tamtej podróży…obiecuję…nigdy więcej nie będę narzekać na PKP.

Znowu w wiosce

Wróciłyśmy z Darhanu prosto do naszej placówki w Shovoo na zajęcia dalej starając się przygotować do finału obozu z naszymi grupami dzieci oraz nawiązać kontakt z dziećmi z którymi zajęć nie mamy, ale widać że w głowach wszystkich była tylko jedna myśl…NAADAM.

 

NAADAM

Naadam to po mongolsku święto. Żadne inne święto nie jest tak celebrowane. Cudownie było widzieć Naadam w Ułan Bator…jednakże tamten był pełen patosu. Naadam w Shovuu był zgoła inny. Widać było, że mimo zawodów…wyścigów konnych i wrestlingu to przede wszystkim święto rodzinne. Wielopokoleniowe rodziny siedzą cały dzień w centrum wioski i oglądają zmagania śmiałków przeplatane koncertami i tańcami. Wieczorem natomiast była wyczekiwana przez wszystkich dyskoteka pod gołym niebem! Niesamowite wrażenie. Być w środku ludzi z obcej kultury i czuć się jednym z nich. Naadam sprawia że Mongołowie o ile zazwyczaj zamknięci za swoimi dwumetrowymi murami stają się nagle bardzo otwarci. Zapraszają do siebie na wspólne świętowanie, witają się z daleka i życzą dobrej zabawy mimo że nas kompletnie nie znają! Kompletne szaleństwo. Nie ma co ukrywać…taka postawa znacznie ułatwia działalność misjonarzy, ponieważ daje możliwość kontaktu z ludźmi. Co oczywiście staraliśmy się wykorzystać ponieważ…uwaga uwaga…rozpoczynamy KURS ALFA dla młodzieży i co niesamowite pierwsze spotkanie cieszyło się względnie dużym zainteresowaniem.

Stąd teraz nasza prośba…wszystkich którzy to czytają…prosimy…westchnijcie za tym dziełem do naszej Matuli.

 

Beata