WIELE POWODÓW DO RADOŚCI

Wychodzę z samolotu, pierwsze co czuję to fala ciepła która we mnie uderza. Przechodzę przez bramki co wcale nie jest takie proste. Na szczęście mam list odnośnie mojego pobytu. Ela, Father Carlos 1 oraz kilku animatorów z wioski Kunkujang Mariama, do której podążamy pick-upem księży, już na mnie czekają przy wyjściu z lotniska. W domu spotykam wolontariuszy z Hiszpanii i Księdza Peace’a.
Ponieważ Summer Camp już trwa, następnego dnia z rana dołączam do aktywności obozu. Prowadzę pierwszą lekcję – matematykę. Uczę starsze dzieci. Chyba największym problemem jest to, że chcą one robić coraz nowsze zagadnienia, natomiast wciąż mają braki np. w tabliczce mnożenia (której bardzo nie chcą uczyć się na pamięć). Po skończonych lekcjach idę do Health Center, gdzie jest już Maria – wolontariuszka z Hiszpanii, która jest lekarką. Podczas gdy ona bada pacjentów, ja opatruję rany. Przychodzi dużo dzieci, które często podczas pracy w polu kaleczą się maczetami w nogi.
W tym tygodniu swoje 14 urodziny obchodzą dwie uczestniczki Summer Camp’u – bliźniaczki. Wszystkie dzieciaki śpiewają im sto lat! Wieczorem razem z Księdzem Carlosem i ekipą z Hiszpanii wybieramy się do ich domu na przyjęcie urodzinowe. Jest już ciemno a tutaj mieszkańcy nie mają oświetlenia, więc muszę przyznać, że bardzo ciężko jest mi rozpoznać dzieciaki. Po wspólnej modlitwie oraz życzeniach przychodzi czas na tort. Zgodnie ze zwyczajem każdy podchodzi do solenizantek, które podają do buzi po kawałku ciasta. Tak więc w 30 osób tort zostaje zjedzony jedną łyżeczką. Trwają wspólne tańce oraz gry.
We wtorek, kiedy przypada 15 sierpnia, czyli Wniebowzięcie Najświętszej Maryi Panny, nie ma obozu. Rano (ponieważ trwa pora deszczowa) w wodzie po kostki idziemy na mszę, następnie wraz z tutejszymi animatorami jedziemy do stolicy – Banjulu, gdzie w samym centrum miasta, co mnie zaskoczyło, bo jest to kraj muzułmański w ponad 96%, odbywa się procesja. Wszyscy uczestnicy ubrani są na niebiesko, na niektórych sukienkach nadrukowane są wizerunki Maryi lub świętych, co jest bardzo charakterystyczne w Gambii. Następnie pod katedrą, gdzie dochodzimy, odbywa się coś w rodzaju odpustu, który kończy się koncertem. W 15 osób wracamy na pace z powrotem do Kunkujang Mariama.
Teresa
Nie mogę się powstrzymać przed wtrąceniem swoich trzech groszy, chociaż Teresa świetnie opisała nasz tydzień. Od czasu wyjazdu polskiej grupy z liceum i przyjazdu Teresy, Camp zaczął się powoli stabilizować. Weszliśmy w pewnego rodzaju stałą rutynę, przerywaną oczywiście prawie codziennymi wyjątkami i wypadkami, które tutaj ludzie nazywają „emergency”. Dzień przed świętem maryjnym było mniej animatorów, bo musieli pomóc rodzinie w przygotowaniach imprezy. Z kolei pierwszy dzień po powrocie musieli się wyspać po imprezach. Afrykański styl życia jest tak zupełnie odmienny, że mój mózg nadal nie może w żaden sposób go zrozumieć. Już kiedy myślę, że wiem co się dzieje, oni zaskakują mnie ponownie.
W poprzedni weekend mieliśmy okazję pływać w oceanie w czasie burzy, co szybko skojarzyło mi się z rollercoaster’em kiedy tylko zobaczyłam z wody pioruny uderzające w plażę tuż przed nami. Parada z okazji Sang Marie, czyli Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, przyniosła niewiele mniej emocji. Rozpoczęta tłumnym różańcem ulicami miasta, a zakończona orkiestrą, występami ulicznymi i wielkim koncertem z tańcami na środku ulicy pod katedrą. Oprócz imprezy urodzinowej Awy i Adamy, bliźniaczek, o których wspominała już Teresa, świętowaliśmy wyjazd hiszpańskiej grupy wolontariuszy. Tańce trwały prawie do północy a nie zabrakło też jedzenia, przemów i prezentów.
Największą jednak radość zawsze przynoszą mi dzieci. Każda rozmowa, każdy uśmiech, każde zarzucone na mnie małe ciałko i każdy moment, kiedy mnie biją lub do mnie krzyczą jest jak cudowny prezent od Boga. Nie mogę uwierzyć, że mam okazję być tak kochana przez wiele małych serduszek i im służyć. Po prostu, coś pięknego.
Ela