W WIRZE WYBORÓW
W trwającym tygodniu w Saint Francis Catholic High School w Tappicie, które znajduje się pod opieką Salezjanów, a także jest głównym miejscem naszej pracy misyjnej, nie ma lekcji. Większość ważnych instytucji również wstrzymało swoją działalność. Dlaczego?
Od początku naszego pobytu w Liberii, funkcjonowaliśmy niejako w cieniu trwającej w Liberii kampanii wyborczej. Warto wspomnieć chociażby, że już pierwszego dnia po moim przylocie do Monrowii, do New Matadi zawitał urzędujący prezydent Liberii George Weah (więcej we wpisie „(Nie)oczekiwana zmiana składu”). Trwające przygotowania do wyborów mogliśmy obserwować wszędzie, a klimat politycznego wyścigu czuć było w powietrzu. Plakaty wyborcze można było zobaczyć praktycznie wszędzie. Liberyjczycy bez skrępowania nosili koszulki oraz gumowe opaski na rękę promujące swoich kandydatów. Zdecydowanie w tym wszystkim dominowali wyborcy ubiegającego się o reelekcję George’a Weah’a. Kiedy pod koniec września wybieraliśmy się do Monrowii, aby załatwić najważniejsze formalności, mogliśmy zobaczyć między innymi grupę młodych wyborców prezydenta Weah’a tańczących na odsłoniętej przyczepie niewielkiej ciężarówki jadącej przez ulice stolicy.
We wtorek, 10 września Liberyjczycy udawali się do urn wyborczych w całym kraju, aby oddać głos w wyborach. W tym samym czasie mogli wybrać prezydenta, a także swoich przedstawicieli do dwuizbowego parlamentu. O ile wybór prezydenta jest dość prosty. Wyborcy mogą zagłosować na jednego z aż dwudziestu kandydatów na prezydenta (wraz z wice prezydentem) i dość podobnie przy wyborze 73 reprezentantów. Zarówno prezydent, jak i reprezentanci zostaną wybrani na sześcioletnią kadencję. Ciekawiej robi się w przypadku senatorów. Wyborcy wybierają w tych wyborach zaledwie połowę senatu, czyli 15 z 30 senatorów. Senatorzy wybierani zostają na aż dziewięcioletnią kadencję. Druga połowa senatorów zostanie wybrana w tzw. midtermach, również na dziewięcioletnią kadencję (najbliższe w 2026). Warto przy tej okazji wspomnieć, że w ostatnim referendum prezydent proponował Liberyjczykom między innymi skrócenie kadencji prezydenta (a więc i izby niższej) o rok do lat pięciu zaś kadencji senatora o dwa lata do lat siedmiu (co wciąż jest niewyobrażalnie dużo). Referendum nie przeszło.
Ciekawie wygląda też forma głosowania. Wyborcy jednocześnie otrzymują 3 karty. Choć nie widzieliśmy, jak wygląda faktyczna karta w wyborach, to mogliśmy zobaczyć ulotkę komitetu Weah-Taylor bezpośrednio wzorowaną na karcie wyborczej. Karta w przeciwieństwie do tych znanych nam z Polski nie zawiera jedynie nazwiska kandydata. Na karcie znajduje się logo komitetu (i/lub partii), a następnie oboje kandydatów ze zdjęciem, pod którym podpisany jest kandydat. Teoretycznie ma to ułatwić głosowanie niepiśmiennym, którzy stanowią niemal połowę liberyjskiego społeczeństwa. Głos można też oddać na trzy sposoby. Wykonując długopisem dobrze nam znanego „ptaszka”, iksem lub zostawiając przy kandydacie odcisk palca.
Niewątpliwie pośród wszystkich kandydatów największą uwagę zwraca ubiegający się o reelekcję obecny prezydent George Weah, który w młodości, przed karierą w polityce zdobył popularność jako światowej sławy piłkarz. Zwycięzca w 40 edycji Złotej Piłki z 1995 roku i król strzelców ligi mistrzów w sezonie 94/95. Z opowieści ks. Alberta dowiedzieliśmy się, że w czasach wojny domowej stronnictwa partyzantów wstrzymywały ogień tylko po to aby odsłuchać relacji radiowej z meczów, w których grał Weah. Co jest doskonałym przykładem na to, jak sport potrafi łączyć społeczeństwa nawet w tak tragicznych momentach. Obecny prezydent wydaje się być pewnym wygranej, a swoich wyborców motywował przede wszystkim do zakończenia wyborów w pierwszej turze. Na wielu plakatach ogłaszał „Zwycięstwo w pierwszej turze jest możliwe”. W czasie naszego pobytu w Monrowii można było wyczuć, że inny wynik wyborów jest właściwie nieprawdopodobny.
Ciekawą postacią jest także wiceprezydent (również współubiegająca się o zachowanie funkcji u boku Weah’a), Jewel Howard-Taylor, obecnie już była żona liberyjskiego War-Lorda Charlesa Taylora, który obecnie odsiaduje wyrok pięćdziesięciu lat więzienia za zbrodnie wojenne popełnione w Sierra Leone, skazany przez trybunał międzynarodowy. Jak dowiedzieliśmy się od ks. Alberta piastowanie tego stanowiska przez Jewel Taylor ma być przede wszystkim znakiem dla liberyjskich kobiet, że po zakończeniu urzędowania poprzedniej prezydent Ellen Johnson-Sirleaf, kobiety nie zostały odsunięte od funkcji publicznych. Sama Jewel mimo zbrodniczej działalności swojego męża w czasie wojny domowej, kojarzy się Liberyjczykom głównie ze swoją filantropią w tym samym czasie.
Głównym kontrkandydatem Weah’a jest natomiast Joseph Boakai. Były wiceprezydent Liberii za kadencji Johnson-Sirleaf i minister rolnictwa w rządzie Samuela Doe (w latach 1981-83) zamordowanego przez Prince’a Johnsona na początku wojny domowej. Był on również głównym kontrkandydatem Weah’a w wyborach w 2017 roku i następcą byłej prezydent w roli szefa największej partii w parlamencie (zarówno w Senacie, jak i Izbie Reprezentantów). Pozostali kandydaci ginął w osiemnasto-(a licząc z kandydatami na wiceprezydenta trzydziestosześcio)-osobowym tłumie.
W kończącej się kampanii można było wyraźnie wyczuć inspiracje amerykańską kulturą polityczną. Barwy liberyjskiej flagi (nieprzypadkowo bardzo przypominającej flagę USA), hasła brzmiące bardzo podobnie do tych znanych nam z kampanii w USA, na czele z przewijającym się wszędzie HOPE w kampanii Weah’a wyraźnie inspirowane słynną kampanią Baracka Obamy. Sam fakt, że Liberyjczycy wybierają prezydenta wraz z wiceprezydentem, a także senatorów i reprezentantów, obecność midtermów, czy sposób traktowania swoich kandydatów niebezzasadnie kojarzą się właśnie z amerykańską polityką.
Ciekawostką dla nas, jako Polaków w tej rzeczywistości było nie tylko publiczne obnoszenie się ze swoimi sympatiami (znacznie wykraczające poza to, co możemy obserwować w Polsce), ale też debata, na którą natknęliśmy się w New Matadi. W czasie naszego ostatniego krótkiego pobytu w stolicy na przełomie września i października (w czasie którego nocowaliśmy na 8th Street) odwiedziliśmy nasze stare miejsce pobytu. Jak się okazało w tym samym czasie w oratorium traktowanym jako świetlica dla mieszkańców Matadi zorganizowano debatę lokalnych kandydatów do Izby Reprezentantów. Nie była to więc debata, w której uczestniczyły twarze partii politycznych, a pomniejsi kandydaci do Izby Reprezentantów próbujący przekonać do siebie lokalnych wyborców.
W mediach o wyborach przeczytać można było niewiele. Z polskich i międzynarodowych doniesień medialnych mogliśmy się natomiast dowiedzieć między innymi o tym, że do nadzoru wyborów swoją komisję delegowała Unia Europejska (z Polakiem jako wiceszefem komisji). Vatican News podkreślał, że równo dwadzieścia lat po siedemnastoletniej wojnie domowej Liberyjczycy zadecydują o przyszłości kraju, który obecnie znajduje się na ósmej pozycji wśród najuboższych państw świata. W wielu anglojęzycznych mediach można było przeczytać zapewnienia obecnego prezydenta, że wybory będą sprawiedliwe oraz wypowiedzi Josepha Bokai’a, który zapowiedział, że oszustwo wyborcze oznacza koniec dla Liberii. Boakai zapewniał, że Weah boi się wyniku wyborów, poniekąd sugerując potencjalną manipulację wynikami wyborów.
Pocieszające są dla nas doniesienia, że w dniu wyborów wszystko przebiegało spokojnie i nie doszło do żadnych niebezpiecznych incydentów. W drugim dniu po wyborach wiemy jednak niewiele o wynikach. Afrykański Front Page podał jedynie, że udało się policzyć głosy w 16 z 5 890 komisji wyborczych w całym kraju, zapowiadając, że w chwili obecnej to Boakai przewodzi w wyborach. Nie jest to jednak żadna reprezentatywna grupa, bo stanowi zaledwie 2,7 promila wszystkich komisji i to z zaledwie dwóch spośród szesnastu liberyjskich hrabstw. W międzyczasie pojawiły się też informacje, że w kilku miejscach uszkodziły się karty do głosowania, a to wiąże się z powtórzeniem głosowania i przedłużeniem liczenia. Zakłada się, że na oficjalne wyniki będzie trzeba czekać nawet piętnaście dni od wyborów.
Od poniedziałku wracamy do normalnego funkcjonowania szkoły. Pozostało nam jedynie modlić się o spokojny przebieg najbliższych tygodni i skupić się na naszej pracy w szkole.
Piotr