W OKU CYKLONU
Każdy tydzień w Gambii jest ciekawszy od poprzedniego. Aż boję się pomyśleć, co będzie się działo w sierpniu, chociaż dobrze znam cały nasz harmonogram.
Oratorium rozwija się ku lepszej przyszłości. Dzięki grupie z Salezu udało nam się wysprzątać ładnie większość zakurzonych szaf. W zeszłym tygodniu dzieciaki mogły po raz pierwszy od dawna skorzystać z pełni możliwości Youth Centre budując z klocków wieże, maszyny, domy i… pistolety. No cóż, Papa San nigdy nie przestanie być małym rozbójnikiem. Kolejnym razem nauczyliśmy się robić czapki z papieru i, chociaż przymałe, radość z nich była wielka. Chłopaki z liceum zabrali się za malowanie płotu i ściany oratorium, mobilizując przy tym chłopców wokół samą swoją postawą.
Za punkt honoru postawiłam sobie uruchomienie TV roomu, czyli jedynej sali przedszkolnej z monitorem i odtwarzaczem DVD. Z pomocą Rivaldo, jednego z animatorów, zwiedziłam kawał wioski, żeby odnaleźć jedyny pozostały klucz do pomieszczenia. Sprzątanie go było równie dużym wyzwaniem. Oprócz płyt znalazłam mnóstwo pająków, mrówek oraz śladów po większych mieszkańcach nieuczęszczanej klasy. Starania jak najbardziej się opłacały, już dzisiaj dzieciaki mogły obejrzeć „Pingwiny z Madagaskaru” podczas oratorium.
Ta przyjemna rutyna spędzania czasu z maluchami to moja bezpieczna przystań przy narastającym wokół chaosie. Już jutro wyruszamy do Senegalu, żeby wziąć udział w forum Salezjańskiego Ruchu Młodych (Salesian Youth Movement). Wrócimy na dzień przed Summer Campem, który jak na razie wcale nie jest gotowy. Już dwa razy z rzędu musieliśmy odwołać szkolenie animatorów przez burze i ogromny deszcz. Najwyraźniej Bóg ma inne plany dla tego szkolenia i, jak o tym dłużej myślę, zapewne na lepsze nam to wyjdzie. Niedzielne spotkanie animatorów na plaży również było spontaniczne, a przy tym jakże cudowne! Poprowadziłam tyle gier, ile uznałam za sensowne przy kuszącym mnie na wyciągnięcie ręki oceanie, po czym wbiegłam cała do wody. Antlantyk, chociaż dużo bardziej słony, jest dużo cieplejszy. Aż żal było z niego wychodzić, mimo że ilość słonej wody jaką animatorzy, z którymi mam już dość bliskie relacje, potraktowali moje oczy, wystarczyłaby na długi prysznic.
Nie wiem, co będzie jutro i nie wiem, jakim cudem wstanę z łóżka na zbiórkę wyjazdową o 5.30. Wiem za to jedno, Bóg ma dla nas wspaniałe plany. Czekam na to, co przyniesie mi tym razem.
Trzymajcie kciuki,
Ela