URODZINOWA NIESPODZIANKA

W dniu moich urodzin, obudziło mnie walenie do drzwi. Nie miałam pojęcia, kto to może być o tej porze, ale miałam nadzieję, że sobie pójdzie. Jednak pukanie rozległo się bardziej natarczywie. W końcu wyszłam spod moskitiery i ruszyłam w stronę drzwi. Miałam na sobie tylko piżamę (i to piżamę w panterkę, oddychającą, którą kupiła mi babcia specjalnie na afrykańskie upały. Była bardzo wygodna, z tym że… wyglądała bardzo głupio). Rozejrzałam się po pokoju próbując znaleźć sweter lub cokolwiek co mogłabym zarzucić na siebie, ale nic nie znalazłam. Pukanie stawało się coraz głośniejsze, więc w końcu otworzyłam.

Za drzwiami ku mojemu zaskoczeniu stali wszyscy Bosco Boys, a także salezjanie. Chłopcy trzymali kartki urodzinowe (które robili wczoraj przy mnie, starając się bym tego nie widziała, z okładek po zeszytach, jako że nie mieli papieru). Jeden z chłopców trzymał świeczkę. Zaczęli śpiewać mi piosenkę. A potem kolejną i kolejną. 

Gdy tak stałam na bosaka, w samej piżamie, w której nie sądziłam, że ktokolwiek mnie zobaczy (a już na pewno nie, że cała wspólnota łącznie z księżmi), z rozwalonym włosami, zaspana i zupełnie zaskoczona, musiałam wyglądać bardzo głupio. Na szczęście wyjątkowo nikt nie robił zdjęć. Ale mimo to, był to bardzo piękny moment. Gdy skończyli śpiewać, Felix zagrał sto lat na trąbce, Wale powiedział życzenia w imieniu wszystkich, a Christian dał mi do zdmuchnięcia świeczkę, każąc mi wcześniej wypowiedzieć życzenie. Urodzinowych życzeń nie powinno się zdradzać, ale w tamtym momencie życzyłam sobie, by wrócić kiedyś ponownie do Nigerii. Później wszyscy dali mi swoje kartki i przytulili mnie. 

To wcale nie był koniec atrakcji na ten dzień. Po południu świętowaliśmy z animatorami, chłopcami i księżmi. Był tort, napoje, jeszcze więcej śpiewania i tańce. 

Podczas kolacji ksiądz Raphael powiedział, że jedzie w przyszłym tygodniu do Abujy (stolicy kraju, położonej w centrum Nigerii) na spotkanie. Powiedział, że szkoda, że nie zobaczyłam Abujy, po czym stwierdził, że nagle go olśniło i że przecież może zabrać mnie ze sobą. 

Zaśmiałam się, nie biorąc tego na poważnie, ale ksiądz Raphael wyciągnął telefon, zadzwonił do jednego księdza i poprosił go by dokupił drugi bilet na samolot, dla mnie. 

Po niemal trzech miesiącach spędzonych tutaj Nigeryjczycy i ich spontaniczność wciąż nie przestają mnie zaskakiwać. Próbowałam przekonać księdza Raphaela, że zostały mi niecałe 2 tygodnie w Nigerii i że lepiej bym została w Lagos i spędziła ten czas z chłopcami, ale gdy ksiądz Raphael wpadnie na jakiś pomysł, ciężko go od niego odwieść. Wciąż nie sądziłam, że uda się kupić bilet lotniczy tak na ostatnią chwilę, do momentu, gdy ksiądz Raphael oznajmił mi w poniedziałek po południu, że załatwił bilet i lecimy kolejnego dnia o świcie, a na dodatek, że wracamy dopiero w niedzielę. Nie chciałam zostawiać chłopców na tak długo i to tuż przed końcem mojej misji, ale gdy podzieliłam się tym z księdzem Raphaelem, stwierdził, że w Abujy też są ludzie potrzebujący pomocy. Też są tam dzieci, oratoria i trzy placówki salezjańskie. 

Podczas mojej misji odwiedziłam bardzo wiele miejsc. Byłyśmy z Zuzią w Akure na święceniu nowych księży, byłam w Ibadanie na zjeździe animatorów z całej Nigerii, odwiedziłam 2 szkoły, sierociniec i parę parafii. We wszystkich tych miejscach czułam się jak kosmita. Wszyscy wołali mnie oyibo, wszyscy chcieli mnie dotknąć, dotknąć moich włosów, zadawali tysiące pytań na raz, patrzyli się na mnie cały czas, robili mnóstwo zdjęć. Mimo że byłam już wcześniej w Afryce, w Gambii, tam nie czułam się nawet w połowie tak dziwnie. W Ibadanie, gdzie spędziłam parę dni, byłam tym już bardzo zmęczona i zirytowana.

Jednego dnia, gdy miałam już naprawdę wszystkiego dosyć, czekając na kogoś kto ma klucze do pokoju, usiadłam obok jednej dziewczyny. Zaczęłyśmy rozmawiać i gdy zapytała, czy spotkałam się tu ze złym traktowaniem z powodu koloru mojej skóry, wyżaliłam jej się ze wszystkiego. Zrobiło jej się przykro i wyjaśniła mi, że nikt wcale nie ma złych intencji wołając mnie oyibo. 

-Tutaj prawie nie ma białych ludzi. Jeśli już są, to przyjeżdżają w interesach. Nikt nie przyjeżdża tak jak ty, żeby być wśród nas. To, że tu jesteś jest dla nas bardzo poruszające. 

Wzruszyło mnie to co powiedziała. Rzeczywiście w Nigerii nie było białych ludzi. Nie było żadnych innych wolontariuszy. Od tej pory bycie atrakcją, robienie z każdym zdjęć, dawanie się dotykać i uściskanie dłoni setką ludzi zaczęłam traktować jako część mojej misji, bo zrozumiałam że to jedyny sposób na przełamanie międzykulturowej bariery obecnej tu od pokoleń.

Może Abuja także okaże się częścią mojej misji. Nie spodziewałam się, że znajdę się tak daleko na północy, ale tak wielu rzeczy których nie spodziewałam się zrobić nigdy w życiu, doświadczyłam w Nigerii. Mimo, że jestem już trochę zmęczona Afryką, cieszę się na tą kolejną przygodę i wierzę, że Bóg poprowadzi mnie również tam. 

Dominika