SENS MISJI

Mój czas tutaj powoli dobiega końca. Im bardziej o tym myślę, tym bardziej jest mi smutno Nie chcę opuszczać tego miejsca i nie chcę rozstawać się z ludźmi, którzy stali się dla mnie rodziną. Zastanawiałam się co mi się tutaj tak podoba i za czym będę tęsknić. Przecież generalnie to miejsce jest pełne śmieci, dymu, kurzu, insektów i chorób. Mimo, iż nabyłam wiele “odporności” na tego typu zjawiska, to przecież żadnego człowieka nie przekonywałyby takie rzeczy.
Ostatnio pewna osoba zapytała mnie, czy otrzymuję od Boga to o co go proszę i czy On mi błogosławi. Zastanawiałam się nad tym pół nocy. Bo właściwie moje priorytety zupełnie się zmieniły. Życie tutaj sprawia, że znacznie mniej proszę o coś dla siebie, a jak już, to proszę o siły, wytrwałość, cierpliwość i zdolność dostrzegania więcej.
A wracając do tego, co mnie tutaj trzyma. Wyobraź sobie, że wchodzisz na teren szkoły. Zewsząd słychać pozdrowienia ludzi, widać na ich twarzach uśmiech- pokazujący, że ktoś cieszy się z Twojej obecności. Pozdrawiasz panie sprzątające i uwijające się panie kucharki, które również, mimo iż zapracowane odpowiadają Ci uśmiechem. Idziesz przez szkolny korytarz. Podbiega do Ciebie grupka dzieciaków. Witają się i uciekają dalej. Po czym podbiega do Ciebie Twój ulubiony chłopiec i wskakuje Ci na ręce i daje Ci buziaka, a w tym samym momencie za rękę chwyta Cię mała dziewczynka. Jeszcze inny chłopiec podbiega do Ciebie i proponuje swoją kanapkę rozdzielając ją na pół. Codziennie towarzyszysz w ich radościach i smutkach. Masz okazję poprowadzić zajęcia z 60- siatką dzieci, na których zdzierasz sobie gardło i masz poczucie, że kompletnie Ci nie poszło. Jednak reakcje dzieci na Twój widok i ich radość mówią coś zupełnie innego.
Każdy dzień mija nieubłagalnie szybko. Przychodzisz do miejsca wiedząc, jak wiele masz do zrobienia i jak wiele możesz każdego dnia pomóc. Nawet jeśli niektórzy nie doceniają Twojego poświęcenia, to Ty wiesz, że wiele osób dzieli je z Tobą i chce Cię w twoich działaniach wspierać. Czy to właśnie nie jest definicja szczęcia? No bo przecież życie gdyby było tylko łatwe i przyjemne to pewnie nie docenialibyśmy nic i bylibyśmy zupełnie bez charakteru. Niesamowite jest to jak wiele otrzymuję każdego dnia. Mimo, iż często tracę cierpliwość, choruję co dwa miesiące i zdarzało mi się płakać w poduszkę z poczucia bezsilności. To czuję pokój w sercu i poczucie spełnienia. I co ważne, widzę owoce swojej pracy.
Właśnie “zabieram się” za szkolną bibliotekę. Moim marzeniem jest, aby każde dziecko, które chce czytać miało dostęp do książek. Widzę jak bardzo te dzieci cieszą się, kiedy mogą chociaż pooglądać obrazki. To jeden z moich sposobów utrzymania względnej ciszy w klasie. Dlatego właśnie postanowiłam powyciągać wszystkie książki pochowane po kantorkach (a jest ich tutaj naprawdę mnóstwo !) odkurzyć je i nadać im nowe życie w rękach czytelników.
To miejsce właśnie przez to jak wiele wymaga ode mnie zaangażowania uczy mnie codziennie wytrwałości i powściągliwości w narzekaniu. Bo kiedy widzisz wokół ludzi bez ubrań, głodne żebrajace po ulicach dzieci, ludzi którzy nie mają nic, i cieszą się z podarowanego im religijnego obrazka, to od razu zaczynasz doceniać to jak wiele masz. Mimo, iż często to wiemy i codziennie za to dziękujemy to i tak zdarza nam się narzekać. I to jest chyba to, co każdy wolontariusz zaczyna dostrzegać na misjach. Każdy uśmiech jest na wagę złota, i to właśnie on jest tym co nadaje sens.
Wracając do próśb kierowanych w Bożą stronę. Przyznam, że raz stwierdziłam, że fajnie by było spać poza domem w sudańskiej rodzinie i choć jeden dzień nie czuć się jak ta ” kaładzia”. No i tak pewnego dnia zostałam zaproszona i miałam okazję współuczestniczyć w przygotowaniach do tzw. ” karamy”, które rodzina wraz ze znajomymi organizuje, aby upamiętnić zmarłą osobę. Całą noc poprzedzającą przygotowywaliśmy wielki posiłek dla całej okolicy. Tutaj większość plemion nie opłakuje dłużej jak kilka godzin śmierci bliskiej osoby, więc nie obeszło się bez tańców, śpiewów i tradycyjnych rytuałów. Przyszło mi również spać pod gołym niebem, na ziemi, obok krowy, która, jak się pewnie domyślacie jakiś czas później była głównym uczestnikiem rytuałów. Ale tutaj już daruję Wam szczegółów 😊
Podobało mi się to, że już nikt nie traktował mnie inaczej. Nie dawał mi specjanego miejsca do siedzenia, nie traktował jak gościa. Byłam jak członek południowo-sudańskiej rodziny, posiekałam mnóstwo zielonych liści, wymyłam górę naczyń i w ogóle nie zauważyłam kiedy obrałyśmy wspólnie z innymi paniami 40 kg cebuli. To był jeden z dni, które szczególnie zostaną w moim sercu i pamięci.
Hela