Przerwa w nauce na…naukę :)
Prowadziłyśmy tygodniowe zajęcia dla dziewczyn z klas 5-8. Miały krótkie wakacje i w tym czasie przez trzy godziny dziennie starałyśmy się przeprowadzić dla nich zajęcia. Piszę tego posta już trochę zmęczona i szczęśliwa, że dobrnęłyśmy do końca. Wydaje mi się, że przez ten tydzień nauczyłam się więcej o sobie, niż nauczyłam ich.
1. Plany ewoluują.
Jak zaczynałyśmy, to każdy dzień miałyśmy pięknie rozplanowany ambitnymi zajęciami np. z języka angielskiego albo z rozważaniami z Pisma Świętego. Już pierwszy dzień zweryfikował nasze plany i celnym strzałem wrzucił je do śmietnika. Byłyśmy we 3 a przyszło około 300 dziewczyn. Ten dzień był porażką. Grupy, które miały mieć zajęcia rozpraszały się wyglądając przez okna na grupę, która miała tańce, plus głośnik zagłuszał wszystko. Do domu wróciłyśmy z nietęgimi minami. Siostry podniosły nas na duchu i postanowiłyśmy pozmieniać nasze ustalenia. Tym razem wymyśliłyśmy zajęcia dla około 50 osobowych klas, łatwiejsze no i pomogła nam Monica, która jest nieoceniona w zwoływaniu dziewczyn na apel. Później już szło nam całkiem dobrze, zajęcia plastyczne typu origami czy wycinanie kwiatów z papieru okazały się strzałem w dziesiątkę. W kolejnych dniach przychodziło już koło 150 osób, więc też było to dla nas ulgą i miodem na moje serce. Poza tym niektórym klasom puszczałyśmy film (na rzutniku, raczej kiepska jakość, bo ten rzutnik nie oddawał w pełni kolorów).
2. Jestem nerwusem.
Zawsze myślałam, że jestem tym typem osoby, której dzieci wejdą na głowę. Okazało się, że nie. Czasami na nie krzyczałam, a czasami przeganiałam z klasy, po ciekawszych zajęciach, kiedy gonił nas czas. Starałam się być twarda, kiedy trzeba było, ale też w czasie rekreacji grałam z nimi w siatkę i skakałam na skakance. Nie dorobiłam się fanek (jak Gosia, która jest ubóstwiana za przeprowadzane tańce), ale też raczej nie mam wrogów. Z niektórymi klasami bardzo dobrze mi się pracowało.
3. Im prościej tym lepiej
Tu jest trochę inaczej. Zajęcia, które nie przeszłyby w polskiej 7 klasie podstawówki tutaj okazały się super. Dzieci nie mają w szkole zajęć z plastyki i często nie mają dostępu do kredek, kolorowych długopisów, kolorowanek, klejów, piłek (wf też nie ma w szkołach). I są przeszczęśliwe, kiedy mogą coś powycinać czy narysować.
4. Dzieci są wszędzie takie same
Chyba na całym świecie dzieci są takie same, różnią się tylko warunki ich życia. Jak dostają piłkę to krzyczą i komentują, albo się kłócą. Albo w 6 skaczą przez związane razem skakanki. Albo grają w nogę. Albo się biją jak nie patrzymy. Każde z nich potrzebuje uwagi i uśmiechu.
Udało nam się przetrwać i szykujemy się na powrót do szkoły w przyszłym tygodniu. Ale o tym napisze Hela już w następnym poście.
Ola