POWRÓT DO SZKOŁY

Pierwsze dni bez Zuzi były dla mnie ciężkie, ale wszyscy starali się jak mogli, bym nigdy ni
czuła się samotna. Ksiądz Linus stwierdził, że nauczy się polskiego, żebym miała z kim
rozmawiać w ojczystym języku. Chłopcy nie odstępowali mnie na krok, przytulali mnie,
trzymali za rękę i zaciągali mnie bym jadła z nimi obiady, mimo że wcześniej jadłam z
salezjanami. Brat Kinsley kupił mi plastikowy kubek, taki sam z jakich piją chłopcy i
powiedział (oczywiście w żartach) że zrobi chłopcom rozpiskę, żeby codziennie ktoś inny
spał ze mną w pokoju, bym nigdy nie była sama. Nastoletni Samson, który bywa złośliwy,
stwierdził, że w pierwszą noc w pokoju bez Zuzi przyjdzie potwór i mnie zje i że skoro nie ma
Zuzi ja też powinnam wrócić do Polski i nie chce mnie tu, ale później przytulił mnie mocno
przed pójściem spać, choć nigdy wcześniej tego nie robił. To było naprawdę urocze, jak
wszyscy zaczęli się o mnie troszczyć i jak wielką miłością mnie otoczyli. Coraz bardziej czuję
się tutaj tak jakbym miała 14 dodatkowych młodszych braci, a chłopcy coraz bardziej traktują
mnie jak siostrę.
Gdy przyjechałyśmy do Nigerii, trwał jeszcze rok szkolny. Potem towarzyszyłyśmy chłopcom
przez 1,5 miesiąca wakacji. Dużo się działo przez ten czas: 3 tygodniowy summer camp,
oratorium, gry, zabawy, tańce i nauka nowych rzeczy wypełniały nam całe dnie. Teraz znów
nadszedł czas na powrót do szkoły.
Na początku naszej misji, chłopcy byli bardzo nieufni. Z początku większość z nich nie
chciała się z nami uczyć, bali się przyznać, że czegoś nie wiedzą, woleli udawać, że sami
sobie radzą, niż poprosić o pomoc. Z taką samą reakcją, choć jeszcze silniejszą spotkałam
się u chłopców wciąż mieszkających na ulicach. Myślę, że to właśnie tam nasi chłopcy
nauczyli się ukrywać swoje słabości.
Zanim udało nam się przełamać tą barierę, zaczęły się wakacje.
Teraz jest zupełnie inaczej. Wszyscy chłopcy chcą się ze mną uczyć i to wszyscy w tym
samym czasie. Nie jest łatwo rozdzielić czas między wszystkich, ale staram się pouczyć
trochę z każdym, zwłaszcza z tymi, którzy mają z tym największe problemy. Dopiero teraz,
gdy chłopcy zaufali nam w pełni, odkryłam u wielu z nich wielkie braki.
Wiele chłopców ma problemy z czytaniem. 17- letni Kazeem, który jest dopiero w 2 klasie
nie umie w ogóle czytać, choć udawał, że umie, ucząc się na pamięć fragmentów tekstu z
książki. Asumo, który ma autyzm, nie umie się na niczym skupić na dłużej i zrobienie z nim
jakiegokolwiek zadania wymaga dużo czasu i cierpliwości, której na pewno nie dostaje w
szkole. Część ze starszych chłopców, którzy wciąż są w pierwszych klasach podstawówki
bardzo chce nauczyć się więcej i nadrabiać zaległości. Są bardzo zdolni, ale nie mieli
wcześniej okazji, żeby pójść do szkoły, więc teraz często proszą mnie bym wyjaśniła im
temat, którego jeszcze nie przerabiali, czy żebym dała im jakieś zadania. Mamy także 3
nowych chłopców, Elijah, Ferromi i małego Ope, którzy na razie nie idą do szkoły, więc będą
się uczyć ze mną w domu.
Jednego dnia Samson próbował nauczyć się mnożenia pisemnego i prosił mnie o pomoc,
Christien chciał bym wyjaśniła mu ułamki dziesiętne, Kazeem potrzebował pomocy w nauce
czytania, mały Ope się nudził i czekał aż dam mu jakieś zadanie, by miał co robić, John nie
rozumiał zadania, które dostał, a Ferromi nie robił nic, dopóki się przy nim nie usiadło. Gdy
tak przechodziłam od jednego chłopca do drugiego, uspokajające innych, którzy mnie wołali,
że zaraz podejdę, poczułam że bardzo brakuje mi Zuzi.
Żałuję, że chłopcy nie otworzyli się wcześniej że swoimi problemami w nauce i ambicjami,
ale wciąż pozostał mi miesiąc misji i postaram się go wykorzystać jak najlepiej. Czeka nas
dużo pracy, ale mam nadzieję że i dużo owoców.
Dominika