Powrót do Liberii

Po intensywnych przygotowaniach, pakowaniu ogromu rzeczy, które otrzymałam od ludzi dobrej woli, zamknięciu ostatnich spraw w Polsce i prawie 24 godzinnej podróży powróciłam do Don Bosco Youth Center w New Matadi (Liberia). Wróciłam, a wrażenie takie jakbym nigdy stąd nie wyjechała. Jakby na te prawie 5 lat czas w Liberii zatrzymał się.

Pierwsze zderzenie to port lotniczy Roberts International Airport w Monrovii (a dokładnie godzina drogi od miasta). Zdecydowanie odbiega on od standardów europejskich, ale rekompensuje to sympatyczna obsługa. Mój paszport został sprawdzony kilka razy, ale mam wrażenie, że tylko po to aby poznać moje imię. Wszyscy też bez zastanowienia chcieli pomóc widząc jak próbuję pozbierać moje 4 wielkie bagaże i wytoczyć je z terminalu, gdzie czekali już na mnie ks. Raphael i animatorzy. Po kolacji powitalnej i szybkiej kąpieli musiałam od razu iść spać ponieważ tego wieczoru nie było w New Matadi prądu, a zapasowy generator trzeba było już wyłączyć. Dzięki zmęczeniu po podróży nie przeszkadzał mi nawet panujący upał.

Następnego dnia wychodząc z pokoju na każdym kroku spotykam znajome twarze. Wszyscy ciepło się ze mną witają i cieszą się moim powrotem. Wypakowuje rzeczy, które cudem udało mi się zapakować i przewieźć do Liberii. Po południu zaczyna się oratorium, które we wtorki jest miejscem gier i zabaw. Najpierw przychodzą animatorzy, chwilę później dzieci. Jest ich naprawdę mnóstwo. Jedni grają w piłkę, drudzy w koszykówkę i siatkówkę. Najmłodsi oblegają plac zabaw i organizują wyścigi na przywiezionych z Polski piłkach skaczących. Wszędzie panuje radość, a animatorzy i ks. Raphael czuwają nad bezpieczeństwem. Jestem z nimi i myślę sobie, że właśnie tak musiało wyglądać pierwsze oratorium ks. Bosko. Na zakończenie zbieramy się w kościele na Eucharystię.

Kolejne dni to czas na przygotowanie szkolenia dla animatorów. W sobotę nasze pierwsze spotkanie. Czuję, że będzie to i dla nich i dla mnie owocny czas. Bo przecież nigdy nie masz za mało, by nie móc się podzielić i za dużo, żeby nie przyjąć czegoś od drugiego człowieka.

Paula