OPUSZCZAM DOM
Posted on |

Siedzę na lotnisku i nie potrafię wymyślić powodu, dla którego stresował mnie przyjazd tutaj.
A jednak, pamiętam to nerwowe uczucie i czuję je po raz kolejny. Tym razem boję się
powrotu. Boję się, bo nie wiem kiedy tu wrócę. Nie wiem kiedy wrócę do mojego nowego
domu na drugim krańcu świata. I chociaż jeszcze nie wyjechałam, już bardzo za nim tęsknię.
Wyjechałam z Fullasa we wtorek. W sobotę zakończyliśmy program z dziećmi. Tak jak
wszystko w Etiopii dzieje się w swoim własnym czasie, tak i dzieci wraz z upływem czasu
zaczęły się rozkręcać. Gry stały się bardziej energiczne, piosenki głośniejsze, tańce
żywiołowe a prace plastyczne nabrały finezji. Widząc to wszystko już po tygodniu
wiedziałam, że chcę dać tym dzieciom więcej. W ten sposób w święto Podwyższenia Krzyża
Pańskiego postanowiłam wraz z siostrami wykonać 100 krzyżyków z masy solnej, po jednym
dla każdego dziecka.
Ostatni tydzień zleciał bardzo szybko. Wycinanki, kolorowanki, origami, gry, zabawy,
piosenki, dzieci i krzyżyki z masy solnej przeplatały codzienną modlitwę i posiłki z siostrami
lub księżmi. Ostatni dzień był niespodzianką dla dzieci i najwyraźniej dla mnie też. Po
zwyczajowym rozpoczęciu, odśpiewaliśmy dobrze już nam znaną piosenkę, zagraliśmy w
kilka gier z nagrodami.
Wtedy zaczęła się niespodzianka dla mnie. Na moją cześć wystąpiła dwójka wspaniałych
sześcioletnich tancerzy, po czym przemówienie wygłosił najstarszy z chłopców, po którym na
scenę weszło 5 najsłodszych dziewczynek na świecie ubranych w prześliczne tradycyjne
etiopskie sukienki i wręczyły mi prezent.
Byłam tak zauroczona całym przedstawieniem, że zapomniałam otworzyć pakunek. Z
ogromną wdzięcznością mogę stwierdzić, że jego zawartość nie robiła większej różnicy.
Fullasa jest bardzo ubogą wioską. Jej mieszkańcy często nie wiedzą, czy będą mieli coś do
jedzenie w trakcie dnia. Biorąc pod uwagę ile ludzi przychodzi pod drzwi sióstr żebrać o
cokolwiek do jedzenia, nie spodziewałam się żadnego prezentu. Prawdę mówiąc, nie
oczekiwałam ani tańca, ani bardzo odważnej przemowy, ani pięknych małych ambasadorek.
Chciałam spędzić z nimi ostatni dzień. I to ostatni dzień kończący mój program w Etiopii. W
najśmielszych snach nie spodziewałam się, że będzie on tak radosny i piękny.
Wciąż oczarowana występami dzieci, podziękowałam im z głębi serca, zawieszając im na
szyjach ręcznie robione krzyżyki i rozdając pudełeczka z cukierkami. Wydawało mi się, że po
raz pierwszy nikt się nie przepychał, jakby po tych dwóch tygodniach zrozumieli, że bez
względu na to, od kogo zacznę, na każdego przyjdzie kolej.
Wspaniałe zakończenie sprawiło, że wyjazd był tym cięższy. Wracając do Addis
zatrzymaliśmy się w Modżo, za którym tęskniłam od kilku tygodni. Siostry powitały mnie z
powrotem jak swoją młodszą sostrę i zapewniły, że na te kilka godzin i przyszłe wyjazdy
mam się tu czuć jak w domu. Ksiądz David powitał mnie z powrotem w swojej parafii jak
odnalezione po latach dziecko. Po kilku godzinach ruszyliśmy dalej i patrząc na widoki
górskich stepów Etiopii, nie mogłam się nadziwić, jak mogę się naraz tak cieszyć, że chce mi
się śmiać i tak smucić, że czuję prawie fizyczny ból.
Jadąc tak, wciąż słyszę słowa ewangelii. Jezus mówi nam, że każdy, kto dla jego imienia
opuści swój dom, otrzyma stokroć więcej. I wiem, że warto, że ten ból jest dobry. Bo
opuściłam już trzeci dom w Etiopii. I zrobiłam to w imię Pana. Wszystko wraca do punktu
wyjścia, bo nasza misja nie kończy się tutaj, na innym kontynencie. Ona trwa przez całe
życie, a może i jeszcze dalej.
Ela