Odkrycie 3: Rodzina (wspólnota) jest najważniejsza!

13694160_1099502673440028_1690515575_oStwierdzicie pewnie: „ależ mi to wielkie odkrycie- wszyscy wiemy, że tak jest”. Jeśli tak, to bardzo się cieszę 🙂 .

Będąc tu, tworzymy wiele wspólnot: zaczynając od tej najmniejszej – ja, Ania i Aga, przez tę trochę większą – dołączywszy siostry zakonne lub księży, u których aktualnie mieszkamy, jeszcze większą – z naszymi dzieciaczkami, kończąc na tej największej – wspólnocie Kościoła.

Więzi z  każdą z tych grup umacniają pewne rytuały:

  • z dziewczynami – wspólne przygotowywanie zajęć na łóżku Agi, pilnowanie brania tabletek na czas i smarowania się kremem przeciwsłonecznym, pranie w rękach przed naszym domem, językowe żarty i polskie pieśni podczas Eucharystii;
  • z abbą Antonim i kl. Piterem – angielsko-polsko-nigeryjsko-wietnamsko-etiopskie modlitwy, wspólne posiłki (to coś, co wprost uwielbiam- my, Europejczycy, nigdy nie mamy na to czasu, a nie ma nic lepszego), długie rozmowy (o wszystkim i o niczym), żarty, śpiewy, tańce, mnóstwo śmiechu (i jeszcze więcej śmiechu), popołudniowa herbata, krótkie i długie spacery po okolicy, podczas których odwiedzamy domy parafian, a także samochodowe wyprawy w odległe zakątki Borany czy huczne świętowanie Aneczkowych urodzin;
  • z dzieciaczkami: bajkowa katecheza wraz ze wspólną modlitwą, codziennie inny temat zajęć, zajęcia sportowe, w których staramy się (z różnym skutkiem 🙂 ) brać czynny udział – tak jak chciał ksiądz Bosko – być z dziećmi w szkole, w kościele i na boisku;
  • ze wspólnotą Kościoła: codzienna Eucharystia, próba nauczenia się choć kilku słów języka oromo – nie tylko tych śpiewanych w kościele, ale także tych umożliwiających serdeczne (i krótkie) porozumiewanie się, a także wspólne obchodzenie ważnych wydarzeń: radość z narodzin nowego dziecka czy kolejnych urodzin członka naszej wspólnoty, smutek z powodu czyjejś śmierci;
  • z Wami [naszymi rodzinami pozostawionymi w Polsce, przyjaciółmi, którzy obdarowali nas przeróżnymi prezentami „pocieszycielami” i nie pozwalają o sobie zapomnieć dzięki wspólnym zdjęciom, wolontariuszami SWMu, darczyńcami, dzięki którym już na wielu dziecięcych twarzach zagościł uśmiech (z całego serca DZIĘKUJEMY) i wszystkimi, którzy śledzą nasze misyjne życie dzięki temu blogowi] – krótkie wpisy i łączenie się w modlitwie.

Może ciężko Wam będzie w to uwierzyć (szczególnie, że jesteśmy tu ledwo ponad 2 tygodnie), ale ja czuję się tu jak w domu – Ci ludzie stali się moją rodziną, a to wszystko dzięki życzliwości i miłości, jaką nam okazują i niezliczonej liczby godzin, które wspólnie spędziliśmy.
Wyjątkowo spokojna i szczęśliwa

-Kalina <3