Odkrycie 13: Misją jedną jest życie jest człowieka.

nasza-rodzinaEdward Stachura twierdził, że „Wędrówką jedną życie jest człowieka” – zgadzam się, ale dla mnie życie jest nie tylko wędrówką, ale także (a może przede wszystkim?) misją. Jestem wyznawcą teorii, że każdy z nas dostał od Boga specjalną misję do wypełnienia – jego własną, „napisaną” z myślą tylko i wyłącznie o nim. Po 75 dniach kończy się nasza misja w Etiopii, ale czy to oznacza, że to już koniec, że zadanie zostało wykonane? Nie! To dopiero początek naszej drogi! Przed nami ponoć ta trudniejsza część  – bycie misjonarzem w ojczystym kraju.

Co chciałabym zachować w swoim sercu i umyśle na zawsze?
1. Zapierający dech w piersiach widok sawanny i czerwonej gleby, która ma w sobie coś magicznego;
2. Dostojny pochód stada wielbłądów i osłów dźwigających na swych barkach dziesiątki kilogramów;
3. Zachwyt dzieci, które po raz pierwszy używały kleju czy nożyczek – rzeczy będących dla nich jakby nie z tego świata;
4. Szczery uśmiech każdego, kto mnie nim obdarował;
5. Gościnność i ofiarność najbiedniejszych;
6. Głos siostry Vinoyli śpiewającej Koronkę do Bożego Miłosierdzia (w jednym z indyjskich dialektów);
7. Smak indziery (najpopularniejszego etiopskiego dania);
8. Uczucie bliskości Boga i przekonanie, że wszystko jest tak, jak być powinno (choć praktycznie nigdy zgodnie z naszym planem);
9. Zdziwienie dzieci, gdy okazywałyśmy im czułość (czasem nawet strach – dla mnie było to dość przerażające, że gdy podnosiłam rękę by pogłaskać je po policzku one z początku kuliły się myśląc, że chcę je uderzyć) i ich stopniową przemianę – kończącą się zwykle przytulaniem, buziakami i zabawą naszymi włosami;
10. Smakiem bananów, mango, awokado, papai i wielu innych pyszności (w tym głównie indyjskich potraw ^^, a to ze względu na mieszkanie z siostrami z Indii)

Czy to oznacza, że spotkały nas tylko dobre chwile? Oczywiście, że nie, ale Bóg obdarzył mnie wyjątkowym darem – szybkim usuwaniem z pamięci tego, co niedobre, złe czy bolesne. Ponad to wszyscy mądrzy ludzie twierdzą, że najpiękniejsze jest to, co zostało naznaczone trudnościami, że najwspanialszy jest cel osiągnięty po pokonaniu wielu przeszkód – myślę, że tak jest i w tym przypadku.
Spędziłyśmy w Etiopii 20 % 2016 roku (lub jak kto woli 2.5 miesiąca na przełomie etiopskiego roku 2008/09). Jedni stwierdzą, że to bardzo dużo, inni że to nic w porównaniu z całym naszym życiem, a ja? Uważam, że w sam raz, choć naprawdę ciężko jest mi uwierzyć w to, że to już koniec, że wysyłam do Was te słowa z Addis Abeby, stolicy Etiopii, z której dzisiaj wyruszamy do Polski. Dlaczego tak ciężko jest mi to pojąć? Bo ostatni miesiąc – przez różnorodność pracy i wielość zadań – minął niczym jeden bardzo (bardzooo) długi dzień, w którym starałam się spełnić swoje zadania najlepiej jak potrafiłam – wkładając serce we wszystko, co dane mi było robić: począwszy od prowadzenia zajęć z dziećmi, przez odnawianie przedszkola, przygotowywania materiałów dla szkoły, aż do pracy w aptece, która przyniosła mi niespodziewanie dużą satysfakcję 🙂 .
Siostra Vinoyla poprosiła nas niedawno byśmy nie zapomniały o niej po powrocie do Polski. Zapewniam Was – tego wszystkiego, co przeżyłyśmy i doświadczyłyśmy nie da się tak po prostu zapomnieć (nawet z moją pamięcią ^^).
Chciałabym na koniec podziękować!
Pewnie część z Was pomyśli „Oho! Zaczyna się standardowa litania dziękczynna”, ale trudno – ja naprawdę czuję silną wewnętrzną potrzebę by to zrobić, a więc…
Po pierwsze, podziękowania dla Tego, który nas powołał i prowadził nas przez cały ten czas – chwała Tobie, Panie!
Po drugie, podziękowania dla tych, którzy wspierali nas modlitwą, myślami czy pisali do nas wiadomości, które minimalizowały naszą tęsknotę i dodawały sił oraz dla tych, którzy przesyłali nam „antymalaryczną energię” – udało się! – żadna z nas nie zachorowała na tę – więcej niż popularną – chorobę.
Po trzecie, dziękujemy wszystkim darczyńcą i sponsorom – to dzięki Wam mogliśmy wykonywać naszą pracę!
O wszystkich Was pamiętałyśmy w codziennej modlitwie + (to wszystko, co mogłyśmy Wam ofiarować będąc „kawałek” od domu 🙂 ).
Nasze następne „spotkanie” będzie miało miejsce już w Polsce – wypatrujcie nas w swoich kościołach podczas niedzielnych Eucharystii, w szkołach, przedszkolach i innych instytucjach lub – jeśli czujecie w swoim sercu wezwanie by skończyć z biernością w swoim życiu albo zrobić coś dla innego człowieka – choćby było bardzo cichutkie lub niepewne – nie zagłuszajcie go! – we Wrocławiu na co środowym spotkaniu naszego wolontariatu.

Pełna wdzięczności za to, co dane jej było przeżyć i wciąż nie mogąca uwierzyć, że „szczęśliwej drogi już czas”,
Kalina <3

P.S.
Tak, tak, Ania jest tu ze mną – spokojnie – ma się całkiem dobrze. Co więcej… wytrzymała ze mną i nie zrobiła mi ani sobie krzywdy! xD