Obóz animatorów
11 lipca rozpoczął się obóz przygotowawczy dla 52 animatorów w miejscowości Virginia (ok. 25 km od Monrovii). Zaskoczył nas pojazd, który nas tam zawoził- używany żółty autobus znany z amerykańskich filmów. Jest to normalny środek transportu szkolnych wycieczek w Liberii. To był dopiero początek atrakcji, które na nas czekały przez te 3 dni. Już w autobusie poczuliśmy wesołą atmosferę, którą stworzyli młodzi liberyjczycy. Spontaniczne głośne zabawy, żarty i śpiewy towarzyszyły nam przez cały wyjazd.
Virginia to najbardziej znana miejscowość pielgrzymkowa Liberii. Mieszka tu wspólnota Cenacolo, która opiekuje się porzuconymi dziećmi i młodzieżą. To właśnie ona nas ugościła. W środku dżungli, z dala od zgiełku miasta i codziennych problemów mogliśmy przygotować plan obozu wakacyjnego dla dzieci na cztery tygodnie.
Ciężko było utrzymać dyscyplinę w tak dużej grupie, dlatego pierwsze warsztaty zostały poświęcone na sformułowanie zasad obowiązujących w czasie 3-dniowego obozu. Oprócz tego ojciec Raphael uświadomił nam co to znaczy być ANIMATOREM. Pierwszy dzień zakończyliśmy wspólnym odmówieniem różańca, posiłkiem oraz filmem („Coach Carter”).
Pozostałe dwa dni były w pełni poświęcone organizacji obozu. Nastąpił podział obowiązków pomiędzy wszystkich animatorów. Robert będzie uczył fizyki i matematyki a także będzie zasiadał w komitecie ds. gier. Poprowadzi również kilka z nich. Ja będę uczył matematyki, poprowadzę warsztaty dla dzieci z klas 7,8,9 oraz zajęcia z informatyki. Oprócz tego zorganizujemy warsztaty poświęcone robieniu latawców.
W czasie tych 3 dni uświadomiliśmy sobie jak ogromnym przedsięwzięciem jest obóz wakacyjny dla 500 dzieci- codzienne lekcje i warsztaty dla wszystkich, następnie jeden ciepły posiłek, rozwój różnych umiejętności, rywalizacja na punkty w grach i zabawach. Byliśmy pod wrażeniem opanowania ojca Raphaela i animatorów, którzy organizowali tego rodzaju wydarzenie dwa lata temu. Jednocześnie ich postawa uspokajała nas i podpowiadała, że obóz zakończy się sukcesem. Musimy tylko współpracować, poczuć jedność, poczuć to, że jesteśmy grupą, która ma jeden wspólny cel.
W naszym sercu pozostaje wiele pytań i wątpliwości: „czy damy radę?”, „co przygotujemy dla dzieciaków?”, „czy im się spodoba?”, „czy zrozumieją nasz angielski?” (wiele z nich mówi na co dzień w lokalnym języku nazywanym „kolokua”, który w niewielkim procencie przypomina angielski). Przedstawiamy je Bogu w modlitwie i wierzymy, że On poprowadzi wszystkie nasze przedsięwzięcia a my będziemy tylko narzędziem.
Kamil