O latawcach i nie tylko ;)

Nasze wczorajsze spotkanie zaczęło się jak co tydzień modlitwą. Po naładowaniu duchowych baterii przyszedł czas na słuchanie i to nie byle kogo, ale naszych dwóch panów: Kamila i Roberta. Temat też nie byle jaki, bo o sednie naszych działań, czyli pracy misyjnej.

Tu konkretnie o pracy w Liberii na obozie wakacyjnym dla dzieci ze stolicy tego kraju, czyli Monrovi. To był główny cel wyprawy wolontariackiej chłopaków, ale ponieważ są oni zdolni to po obozie realizowali się w roli elektryków. Chodzą słuchy, że robotę wykonali perfekcyjnie. Być może dlatego siostry Misjonarki Miłości postanowiły wsadzić naszych wolontariuszy w samochód i zawieść do swojego domu, by i tam pomogli.

Po zjedzeniu ryżu z papryczką chili, kokosa prosto z palmy i kilku rodzaju bananów oraz przejażdżce ke ke wróciliśmy do Polskiej rzeczywistości i posypały się w stronę Roberta i Kamila pytania, na które dzielnie odpowiadali, choć część wspomnień pozostawili dla siebie.

 

Manuela