NIGDY NIE JESTEŚ SAMA

          Czy da radę spędzić rok w Afryce i nie zachorować na malarię? Nie wydaje mi się. Malaria jest tu tak powszechną chorobą, że jest stałą częścią życia nigeryjczyków, jak u nas grypa czy przeziębienie. Ja przeszłam malarię już trzy razy i o ile pierwsze dwa razy po trzech dniach leczenia wszystko było w porządku, to ostatnia malaria sprawiła, że przez serię niefortunnych decyzji i podane mi leki, które wywołały bardzo silną reakcję, wylądowałam w szpitalu i przez niemal cały poprzedni miesiąc dochodziłam do siebie.
          Role więc się odwróciły, nie byłam w stanie w żaden sposób pomóc czy zrobić cokolwiek dla innych, za to to inni przyszli mi z pomocą. Wzruszyło mnie ile osób odwiedziło mnie w szpitalu, ile czasu przy mnie spędzili, bym nigdy nie była sama, ile osób przytulało mnie mocno, gdy zaczynały mną rzucać drgawki, czy trzymało mnie za rękę, gdy się bałam. Ksiądz Peter sprowadził mi do szpitala nawet kilku chłopców z ulicy, bym nie tęskniła za nimi tak bardzo. Mówi się, że prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie i w tych chwilach, gdy byłam zależna od drugiego człowieka jak jeszcze nigdy w życiu, poczułam jak bardzo prawdziwe są te słowa. Najbardziej zaskoczyła i wzruszyła mnie Jennifer, która stała się moim aniołem stróżem. Znałyśmy się zaledwie od tygodnia. Przyjechała pomóc nam zorganizować święta dla chłopców ulicy i gotować dla nich, a przez ten czas byłam tak pochłonięta chłopcami, że niewiele spędziłam z nią czasu. Jednak, choć miała wracać do domu od razu po nowym roku, została dłużej, by opiekować się mną w szpitalu. Czuwała nade mną w dzień i w nocy, kąpała mnie, karmiła, wspierała, znosiła moje różne humory i stany po lekach, zupełnie bezinteresownie nic nie chcąc w zamian, co w świecie w którym na każdym kroku jako biały człowiek napotykam się na fałszywych przyjaciół i ludzi, którzy chcą ode mnie pieniędzy, zupełnie mnie zaskoczyło. Kiedyś zdumiona zapytałam jej dlaczego to robi. Przecież wcześniej praktycznie mnie nie znała. Odparła na to, że wie, że jej potrzebuję i nie mogła mnie tak zostawić. I była to prawda, bo w mojej misji, gdzie żyję otoczona samymi chłopcami i mężczyznami, nikt nie mógł zrobić dla mnie tego co Jennifer. Zastanowiło mnie, ile osób byłoby w stanie zrobić dla kogoś, kogo ledwo znasz coś takiego?
          Nawet po powrocie ze szpitala, przez leki które brałam bałam się być sama, a Jennifer, która stała się przez ten czas moją przyjaciółką, musiała wracać do domu. Usłyszałam wtedy od wielu osób: “Nigdy nie jesteś sama, Bóg jest zawsze z tobą” i uśmiechałam się, bo to dokładnie to co usłyszałam przed wyjazdem do Nigerii, gdy bałam się tego, że zostaję wysłana sama: “Nie jedziesz sama, Bóg jest z tobą”. I Był ze mną. We wszystkich tych najtrudniejszych momentach, na ulicy, w domu, w szpitalu, w ludziach, którzy obdarzyli mnie tak wielką miłością… a bez Niego już dawno bym się poddała i wróciła do Polski.
         Mówi się, że śmiech leczy najlepiej, a moje dzieci, księża i inni goście nieustannie mnie rozśmieszali i nauczyli mnie się śmiać z mojej choroby, nawet w tych najgorszych momentach. To jedna z rzeczy, którą uwielbiam w nigeryjczykach. To, że nawet z najtrudniejszych i najgorszych rzeczy potrafią się śmiać, bo czasem gdy rzeczywistość jest tak trudna, że nie jesteś w stanie nic zrobić, śmiech to najlepszy sposób by poradzić sobie z sytuacją.
Żałuję, że tak długo nie miałam siły na działanie, zwłaszcza, że jak zwykle tyle się dzieje i w domu i na ulicy. W domu mamy trzech nowych małych chłopców, więc teraz gdy inni idą do szkoły, łącznie do nauki zostaje ich piątka. Na ulicy w Bega również część chłopców wróciło do swoich rodzin, za to pojawiło się dużo nowych dzieci. Niemal co tydzień pojawia się kilka nowych twarzy, niemal co dzień jakiś nastolatek czy młody dorosły ląduje na ulicy w Bega, która jest tylko jedną z wielu dzielnic Lagos.
Lecz co robić, jeśli nie dalej uśmiechać się i śmiać, nawet gdy wcale nie jest ci do śmiechu? Bo śmiech jest zaraźliwy, a ty nikogo nie uszczęśliwisz, jeśli sam nie będziesz szczęśliwy.

Dominika