NIE ZWALNIAMY TEMPA
Wiele z moich ostatnich relacji niesie ze sobą raczej pesymistyczne, a także dawać złudzenie, że misja w Tappicie stanęła w miejscu i właściwie już nic się tutaj nie dzieje. Nic bardziej mylnego. Chciałbym opowiedzieć zatem o tym, że nie zwalniamy tempa, a wprost przeciwnie, misja powoli wrzuca drugi bieg.
Jeszcze zanim przyjechaliśmy z Robertem do Tappity, dowiedzieliśmy się od ks. Alberta, o chęci przeniesienia Sali Komputerowej w zupełnie inne miejsce. Zaraz po naszym przyjeździe musieliśmy jednak zarzucić ten pomysł, ponieważ okazało się, że miejsce wyznaczone na nową salę nie jest nawet w najmniejszym stopniu przystosowane do zmian, a co gorsza brakuje środków na realizację postawionych założeń. W związku z tym, postanowiliśmy jak najlepiej rozwinąć salę w jej dotychczasowej lokalizacji. Warto też pamiętać, że jednym z głównych zadań Roberta w tym czasie było uporządkowanie całej sieci elektrycznej na terenie misji, a to było zadanie wyjątkowo niełatwe i czasochłonne.
Na początku bieżącego roku, jednak coś ruszyło. Ksiądz Albert już na początku lutego powiedział, że prawdopodobnie uda się zrealizować projekt wyposażający salę komputerową, który został złożony już około czterech lat temu do prowincji. Tak też faktycznie się stało i już w drugiej połowie marca pieniądze z projektu zostały przekazane misji w Tappicie. Już po Niedzieli Palmowej rozpoczął się remont dawnej sali klasy dwunastej, która została przeznaczona nową salę komputerową. Sala ta, jak większość sal w szkole św. Franciszka, nie miała sufitu, ani żadnej instalacji elektrycznej, a za okna służyły jej otwory okienne z drewnianą kratą. Trzeba więc było zamontować nowy sufit, przygotować instalację elektryczną, a także zamontować nowe okna. Ważne było, aby okna posiadały szyby, aby mogła się też pojawić klimatyzacja.
W tym momencie sala jest już niemal ukończona. Z projektu udało się zakupić dwadzieścia zupełnie nowych komputerów, z których szesnaście zostanie w sali, a cztery zostaną przeznaczone na użytek szkolnej administracji. W tym momencie brakuje jeszcze dwóch nowych biurek, bo wg nowego układu zamiast ośmiu biurek po pięć komputerów, będzie dziesięć biurek po cztery urządzenia. Co więcej do drzwi wejściowych dodano metalowe drzwi antywłamaniowe. Od teraz też, każdy komputer będzie przypisany do konkretnego ucznia, co właściwie planowałem od samego początku, jednak przez brak możliwości fizycznych, musiałem odwlec ten zamiar. W najbliższych miesiącach zamierzam domalować na ścianach jak najwięcej obrazków, które oprócz pełnienia roli ozdobnej, będą przede wszystkim pełnić rolę dydaktyczną, a także, jeśli okaże się to możliwe, założyć w sali nową podłogę.
Na tym jednak rozwój misji się nie kończy. Wiele nowych przedsięwzięć na rzecz misji powziął zaraz po przyjeździe ks. Joseph SDB z Wietnamu. To właśnie on objął po swoim przyjeździe w grudniu, obowiązki administratora misji i jej dyrektora młodzieżowego, a co za tym idzie nadzór nad animatorami i Youth Center. Już po swoim przyjeździe ks. Joseph przedstawił chęć, aby rozpocząć na nowo uprawy roślin, dzięki którym misja stanie się niezależna. Kilka roślin przywiózł ze sobą już z Monrowii. Kiedy skończono oczyszczać teren z nadmiernej roślinności, zaczęto przygotowywać uprawy i miejsce pod hodowlę roślin. W tym momencie w ogrodzie już pojawiają się pierwsze rośliny, sałaty, kukurydze i wiele innych, które jednak na swój czas owocowania będą musiały jeszcze nieco poczekać.
Poza tym ksiądz z pomocą kilku animatorów i osób zatrudnionych przystosował budynek za domem jako miejsce schronienia dla zwierząt hodowlanych. Budynek ten miał być pierwotnie przeznaczony na salę komputerową, został sfinansowany przez jedną z większych międzynarodowych organizacji humanitarnych. Zgodnie jednak stwierdziliśmy, że nie jest to miejsce, które należałoby przeznaczyć dla ludzi. Na przeciw domu przygotowano też zagrodę i niewielkie zadaszenie, gdzie zwierzęta będą trzymane w ciągu dnia. Już teraz udało się zakupić dla misji kilka kóz, owiec i kurczaków. Planowane jest też zakupienie bydła i świń. Niedawno ktoś przyniósł nam nawet małego jelonka, którego miejscowi nazywają foolish deer, czyli głupim jeleniem. Zasugerował im też, żeby sprowadzili na teren misji małpkę, która mogłaby się stać pupilem misji. Chodząc po Tappicie, widywaliśmy gospodarstwa domowe, które trzymały małpki w tym celu. W tym, albo do spożycia. Niestety małe jeleniątko było to jeszcze młode, które powinno pozostać z matką i nie przetrwało w zagrodzie.
Nie jest to zresztą jedyny problem farmy. Dużo większym okazują się lokalni złodzieje. Pare dni temu, ktoś włamał się nocą do kurnika i zabrał stamtąd jedną z naszych kur. Zabezpieczenie się przed kradzieżami, to w tej chwili jeden z priorytetów salezjanów, jeżeli chodzi o farmę.
To jednak nie rolnictwo jest głównym celem dla misji salezjańskich. Nie możemy zatem pominąć ważnego aspektu, jakim jest kształtowanie i kierowanie młodzieży. Zaraz po Wielkanocy, na początku kwietnia, w Tappicie rozpoczęły się szkolenia dla animatorów, którzy wraz z ks. Josephem poprowadzą Youth Center w najbliższych latach. Szkolenie zakończy się na początku maja, kiedy animatorzy otrzymają certyfikaty. W ramach szkolenia odbywać się dwa razy w tygodniu, w każdy poniedziałek i czwartek, warsztaty tematyczne. Jedne z nich poprowadzę też ja. Na samym początku szkolenia, w pierwszą sobotę po Wielkanocy i w Niedzielę Miłosierdzia ksiądz zaplanował dla animatorów możliwość działania charytatywnego. Tak dokładniej, w sobotę, animatorzy udali się do lokalnego aresztu, aby zająć się tam porządkami. Później, spotkaliśmy się z samymi osadzonymi. Mogliśmy chwilę z nimi porozmawiać i poznać ich warunki. Na końcu aresztanci otrzymali ciepły posiłek, który nasze animatorki przygotowały z samego rana. Udało mi się też porozmawiać z jednym z ważniejszych pracowników aresztu, aby poznać zarzuty, jakie stawiane są aresztantom i jaki będzie dalszy przebieg ich postępowania.
Następnego dnia, nieco przed piętnastą, zebraliśmy się ponownie pod domem salezjanów. Tam animatorzy odebrali przygotowane wcześniej dary. Udaliśmy się jeszcze na chwilę do kościoła, w któym zapoznałem animatorów z Koronką do Bożego Miłosierdzia. Po krótkim słówku ks. Jose’a ruszyliśmy przez Tappitę, aby odwiedzić dziesięć wybranych wcześniej domów i przekazać dary dla zamieszkujących je rodzin. Przekazaliśmy im parę podstawowych artykułów spożywczych i higienicznych. W ten sposób obeszliśmy sporą część Tappity.
W tej chwili już jeden z animatorów został moim asystentem, a w najbliższym czasie planujemy prywatne lekcje, aby mógł przejąć zajęcia informatyczne od przyszłego roku. Zdając sobie sprawę, że moja misja jest znacznie bliżej końca niż początku, mogę mieć tylko nadzieję, że uda się zrealizować, jeszcze kilka pomysłów, które mam w głowie, a które mam nadzieję przyniosłyby obfite owoce w przyszłości. Ale, jak będzie, czas pokaże.
Piotr