Mądre rady starego człowieka.
Przy założeniu, że dom to pojęcie względne i gdziekolwiek byśmy się nie udali może nam być dobrze. Miejsce, w którym się znajdujemy przestaje odgrywać pierwszorzędną rolę. Na poczucie bezpieczeństwa wpływa wiele różnych czynników, ale jakby się tak głębiej zastanowić to wszystko, czego oczekujemy to miłości a to co robimy to z miłości.
Trzy tygodnie obozu za nami. Wymagające koncentracji lekcje, wielogodzinne zabawy na powietrzu to szkoła również dla nas wolontariuszy. Dzień po dniu poznawaliśmy się lepiej. Atrakcją zwiastującą zbliżające się wielkimi krokami zakończenie wspólnego czasu była jednodniowa wycieczka do miejscowości położonej nad rzeką o wdzięcznej nazwie Baracuda. Mimo dosłownie niesprzyjającej pogody wyruszyliśmy, by dotrzeć na miejsce. Obiekt zachwycił ilością atrakcji, takich jak dwa baseny (z rozgraniczeniem dla młodzieży i dzieci), trampoliny, huśtawki, kilka zjeżdżalni, karuzele oraz dwa miejsca zadaszone (w tym jedno z widokiem na rzekę). Dużą niespodzianką okazało się mini zoo, dzięki któremu każdy mógł podziwiać antylopy, aligatory, małpy, króliki, kury, koguty, a nawet orła. Animatorzy mieli za zadanie rozdzielić miejsca rewiru doglądania, by dzieciom nie stała się krzywda. Uważam to, za nie lada wyczyn, gdyż łącznie młodzieży było około 380 osób, a animatorów niecałe 30 osób. Najpiękniejszym wspomnieniem, jakie zostanie ze mną na długo jest wielka radość dzieci przekrzykujących się nawzajem. Większość z nich pierwszy raz w życiu mogła bawić się na basenie.
Zanim zostałam animatorką wydawało mi się, że to ja przez cały czas trwania obozu będę dzieci uczyła, podtrzymywała na duchu, przytulała itp. Zaskakujące, jak szybko zmieniłam zdanie. Dni są różne. Jesteśmy przecież ludźmi. I kiedy najmniej się spodziewałam, otucha przyszła od tych najmniejszych. Piękne doświadczenie (miłości), gdy mały człowiek podchodzi, widząc, że jesteś smutny i mówi: nie martw się, bo ja Ciebie kocham. I wręcza mi kartkę papieru wyrwaną z zeszytu, a tam rysunek wykończony zwykłym długopisem. Mały, a w moich oczach wielki. I w taki oto właśnie sposób poczułam się jak w domu, gdy komuś jestem potrzebna. 😉
Liberia to miejsce spotkań. Tak mogłabym w jednym krótkim zdaniu opisać projekt misyjny.
Dzięki kilku spotkaniom z osobami o różnym pochodzeniu zrozumiałam, że świat jest znacznie przyjaźniejszy, kiedy naprawdę chcemy go takim widzieć. Z każdego spotkania dwie strony czerpią. To dialog rozpoczyna proces wymiany doświadczenia, wiedzy czy też porady. Bez otwartości i ciekawości nikt nie byłby w stanie chcieć poznać innej kultury. Drugi człowiek dla mnie to cud już tu na ziemi. Czemu? Bo czymże byłaby nasza obecność bez tych wszystkich ludzi, którzy obdarzają nas poczuciem bezpieczeństwa, uśmiechem i pomocą w każdej chwili, nawet w najdrobniejszych sprawach? Tak wiele razy usłyszałam „dziękuję” od obcych osób, zadziwiona pytałam „za co mi dziękujesz?” Odpowiedź brzmiała: „bo jesteś wśród naszych”.
Tak, słowo ma moc. Buduje, jeśli tylko tego chcesz … Pytanie, czy naprawdę chcesz ?
Niedawno spotkałam mężczyznę, który opowiedział mi o swoim życiu. Wykonywał wiele różnych prac, ucząc się, co rusz innej, by zapewnić byt swojej rodzinie. Niestety wielu członków rodziny stracił przez epidemię eboli. Przeciwności losu nauczyły go pokory, ale też ogromnego szacunku do obecności drugiego człowieka. Trzeba umieć zaakceptować czyjeś decyzje i niezrozumiałe zachowania, bo jesteśmy dla siebie nawzajem tutaj, gdzie jesteśmy. I dodał, że nic nie jest nam dane na zawsze, a szczególnie trudne życie, jakie mamy w Afryce. Jego pogodzenie mi zaimponowało. Zapytałam, co jest jego siłą i skąd taka pogoda ducha. Mówił, że każdego dnia myśli o Bogu i żyję dla Niego. Bardzo chcę się tym podzielić, więc zacytuję słowa starego człowieka: „ Siła jest mądrością Boga, siła to codzienne światło, które Cię budzi i zachęca do podjęcia pracy, wszystko to dla Niego”.
Jedynym podsumowaniem pewnych spostrzeżeń jest podziękowanie Bogu, że dał Nam siebie nawzajem. Chciejmy jedynie chcieć być ze sobą, bo siła jest w Nas, gdy jesteśmy razem jak rodzina!
Marta