„Kim chcesz zostać, jak dorośniesz?”
Wrzesień. W Polsce kojarzy się przede wszystkim z rozpoczęciem roku szkolnego i widokiem młodych ludzi w biało-czarnych strojach. Ale także z chłodniejszymi wieczorami, szybszym zachodem słońca. Spiżarnią pełną przetworów na zimę. Przyroda się wycisza. Drzewa przybierają piękne barwy, pod stopami niebawem będę szeleścić liście. Jak jest w Afryce?
Słońca zachodzi, jak zachodziło. Przed 19 jest już totalnie ciemno, zwłaszcza jeśli nie ma elektryczności na ulicach. Przetworów tutaj się nie robi, bo nie ma zimy. Przyroda wciąż chłonie deszcz, który właśnie we wrześniu przybiera na sile i pada z taką intensywnością, że po jednodniowych takich opadach w Polsce ogłoszono by stan powodziowy. Na drzewach wciąż spotkać można papaję, kokosy i zielone liście. Przyroda tutaj nie przygotowuje się do snu. Jedna rzecz tylko się zgadza – rozpoczęcie roku szkolnego.
W miejscu, w którym żyjemy, Salezjanie prowadzą szkołę – począwszy od 1 klasy, na 12 skończywszy. 4 września odbyło się tutaj uroczyste rozpoczęcie roku szkolnego, a my po raz pierwszy mogłyśmy ujrzeć dzieci i młodzież w przepięknych mundurkach.
Dzień zaczyna się od (w przełożeniu na nasze realia) apelu. Każda klasa stoi w równym rzędzie. Najpierw dziewczęta, potem chłopcy. Jest to czas na śpiew, modlitwę – na dobre rozpoczęcie dnia. Później uczniowie przechodzą do klas. Lekcje, o dziwo, trwają bardzo krótko, bo tylko do 13.15.
„Kim chcesz zostać, jak dorośniesz?” To pytanie zawsze wprawiało mnie w zakłopotanie. Mimo, że jako dziecko pełna byłam dziecięcych marzeń i planów na życie. Tutaj dzieci wiedzą, kim chcą zostać. Gdy pytałam je o marzenia, zdecydowana większość odpowiadała, że chciałaby być lekarzem albo pielęgniarką. Dlaczego? Aby ratować ludzkie życie. Początkowo nie mogłam pojąć tej „mody” na ratowanie życia, lecz gdy tę samą odpowiedź usłyszałam -nasty raz, zrozumiałam.
Tutaj dzieci na co dzień spotykają się z cierpieniem, często też ze śmiercią. Mają świadomość niewystarczającej dostępności opieki medycznej. Oczywiście, szpitale istnieją, ale gdy nie posiadasz pieniędzy, stają się one dla ciebie poza zasięgiem.
Rodzi się w tych młodych ludziach zatem chęć niesienia pomocy. Chęć zmiany ich najbliższego otoczenia. Mimo, iż są mali, wiedzą, że ludzkie życie jest ważne i póki można, trzeba je ratować. Część pragnień spowodowana może być stratą jednego z rodziców. Oni wiedzą bardzo dobrze, co to znaczy śmierć najbliższej osoby. W ich małych – wielkich sercach rodzi się pragnienie, aby temu zapobiegać, aby uchronić innych przed losem, który spotkał ich rodzinę.
Śmierć. Tutaj nie jest to temat tabu. Dzieci nie wstydzą się o tym mówić. Dwie wojny domowe, epidemia eboli – są to wystarczające powody, aby ten temat w pewien sposób „oswoić”. Ja jednak wciąż czuję się niezręcznie, gdy usłyszę, że ich rodzic nie żyje.
Jest w tych młodych ludziach piękna wola walki. Chęć ratowania swojej siostry i swojego brata – jak tutaj zwykło się mówić o drugim człowieku. Zachwyca poczucie wspólnoty i troski o siebie nawzajem, bo „wszystko, co uczyniliście jednemu z tych braci moich najmniejszych, Mnieście uczynili.” (Mt25, 40).
Iwona