Kawa z mlekiem i bułka z masłem
Sobota. Siódma rano. Pierwsze promienie słońca przebijają się nieśmiało przez zasunięte firanki. Rozentuzjazmowany trzyletni Piotruś z roziskrzonymi oczami ciągnie – zaspaną jeszcze – babcię Jasię za rękę i zafascynowany woła:
– Babciu, babciu, wstawaj, już dzień. Widziałem. Już dzień!
Zdarzyło się to pół roku temu, a ja nadal nie mogę wyjść z podziwu nad zapałem i wigorem tego trzylatka. Sytuacja ta powtarza się prawie codziennie w jego domu. Za każdym razem z taką samą energią wkracza w nowy poranek, bo: „już jasno”, „już słońce”, „już dzień”. Od razu zrobiłam sobie rachunek sumienia i przypomniały mi się wszystkie moje wczesnoranne „o nie, znów trzeba wstawać…”. Brzdąc okazał się mądrzejszy niż jego starsza już nieco ciotka. Nie chce przegapić ani chwili. Nie da umknąć nowym wyzwaniom. Nie pozwoli niezwykłościom przejść obok.
Dokładnie tak samo przeżywają swój świat nasze Siostry. Każdy dzień rozpoczynają od uwielbienia i zawierzenia. I choć za oknami ciemno i ostatnio poranną porą szaroburo, to z kaplicy emanuje światło i ciepło. Podglądam je czasami, jak z rozpromienioną twarzą ofiarowują najbliższe godziny, jak przyjmują codzienne sytuacje z uśmiechem i pokorą. Nie słychać narzekania, czuć radość, nie widać zniecierpliwienia, unosi się zapach szczęśliwości. W niskim murowanym domku, gdzie kilka zapracowanych Sisters ani na chwilę nie ustaje w jak najrzetelniejszym wykonaniu swoich zadań – codziennie dzieją się małe cuda. Siostry stały się dla nas niejako anielskimi ? przewodnikami po nie zawsze przecież sprzyjającym świecie. Wdzięczność za każdy nowy dzień przebija ponad szare i żmudne obowiązki, świętowanie każdego, nawet najmniejszego, wydarzenia usuwa w cień zmęczenie. Kiedy tak biegają od kliniki do kaplicy, ze szkoły do kościoła – w powietrzu nieustannie wybrzmiewa ich perlisty śmiech i odwieczne pytanie: „are you, ok? czegoś ci trzeba?”. Nie przegapią niczego,
bo wiedzą, że zdarzy się to tylko raz.
Uczymy się od nich nie utracić ani chwili, wszystko przyjmować jak niespodziewany dar. I co się okazało? Otóż:
- po kilkugodzinnych zmaganiach z liczną gromadką rozkrzyczanych urwisów kawa z mlekiem i bułka z masłem smakują niebiańsko!!!;
- w potknięciach językowych lub rozkojarzeniowych podczas wieczornych modlitw słychać nie tyle zawstydzenie, co szeroki uśmiech;
- rytm klaskania małych etiopskich rączek, choć nie współgra z chórem, to wybrzmiewa w pełnej harmonii serc;
- zapatrzone w ciebie niepewne i zalęknione oczy, już po pięciu minutach zaczynają promieniować ciekawością i ufnością, oswajają i pozwalają się oswoić;
- nieznajomość amharskiego i oromifa nie staje się przeszkodą w pełnym bliskości spotkaniu;
- zmiany organizacyjne wynikające z okoliczności, na które wpływu się nie ma, nie stresują, a bawią, wzbudzając tym większą pogodę ducha, im więcej niewiadomych;
- wybór między prądem a wodą, jednoznacznie wskazuje na wodę, dzięki czemu modlitwa przy świeczce rozjaśnia nie tylko pokój:D;
- przy pięciu nowych daniach pojawiający się na stole chleb – „na wszelki wypadek” i „bo lubią” – staje się świadectwem troski wręcz niemożliwej;
- guma balonowa, kwiatki zerwane wprost z drzewa i wpięte we włosy, kolorowe tasiemki i ciasteczka – to podarunki tak wielkiej wagi, że nie sposób ukryć wzruszenia;
- abbowe truskawkowe niespodziewajki przemienione w polski dżem odsłaniają pragnienie uszczęśliwienia drugiego.
Można by było mnożyć te nasze cudowności dnia powszedniego, ale po co… Macie swoje ?
Abba Antonio rzeczowo podszedł ostatnio do tego zagadnienia, stwierdzając podczas homilii: „Trzeba dobrze przeżyć ten dzień, bo jest tylko jeden taki. Trzeba nie tylko pracować, ale pracować dobrze, nie ciężko pracować, ale kochać”.
Zatem drogi Piotrusiu, Abbo i Wy, Dear Sisters, postaramy się Was posłuchać od razu, bo „trzeba wstać, już dzień, widziałam!” ?
Aga ?
PS1 Tęsknimy 😀
PS 2 Sugestią siostry mej prostuję – w tym roku faktycznie Internet hula 😀 Nawet nie wiecie, jaki to luksus, móc skorzystać z wi-fi we własnym afrykańskim łóżku i przed snem pouśmiechać się do Was ?