Jest nam dobrze

Generalnie jest nam tutaj bardzo dobrze. Warunki są o wiele lepsze niż się spodziewałem. Kamil i ja mieszkamy w jednym pokoju z łazienką (wow! ), który został wyremontowany przez wspólnotę rok temu specjalnie dla wolontariuszy takich jak my. Moskitiery szczelnie wypełniają każde okno. Każdy z nas ma także taką dużą rozwieszoną nad łóżkiem.
Nasz pokój znajduje się na piętrze. Centralnie pod nami jest kaplica, która jest zawsze otwarta. To bardzo dobrze, że w każdej chwili można tam podejść i się pomodlić. W tym samym budynku mieszka z nami o. Raphael (Nigeria) na którego zaproszenie przyjechaliśmy, o. Samuel (Sierra Leone) i o. Nicola (Włochy). Wszyscy trzej to oczywiście salezjanie. Napiszę o nich więcej w innym poście. Tuż obok jest również kuchnia i jadalnie połączona z pokojem nazwijmy go dziennym.
Jedzenie jest dobre. Przychodzi gotować miejscowa pani. Codziennie jemy ryż z różnymi sosami i dodatkami. Czasami jest to kurczak innym razem ryba, ale zawsze głęboko wysmażona lub gotowana. Potrawy nie są aż tak ostre jak przyrządzają je Liberyjczycy. Najważniejsze, że organizm znosi to dobrze.
W Liberii jest teraz pora deszczowa. To znaczy temperatura osiąga wartości około 25-30 stopni i jest bardzo wilgotno. W pozostałej części roku normą jest 40 stopni. Jest też dosyć wietrznie cały czas tak jak w Polsce tuż przed burzą. Przez pierwsze 3 dni padało bardzo mocno. Śmiałem się, wtedy, że pogoda w Liberii ma 2 stany. Albo pada, albo zaraz będzie padać. Obecnie jest trochę więcej słońca.
Przez pierwsze dni aklimatyzowaliśmy się w nowym miejscu. Ludzie związani z Don Bosco Youth Center New Matadi oczekiwali nas i przyjęli bardzo ciepło. Animatorzy centrum rozwiesili na całym terenie kartki z napisem „Welcome to Liberia, Kamil and Robert feel at home” Każdy chciał nas poznać i zostaliśmy przedstawieni każdemu. Ciężko było zapamiętać imiona nowych twarzy, ale teraz nie stanowi to problemu.
o. Raphael zabrał nas również do miasta na market by kupić parę rzeczy. Po drodze wstąpiliśmy do katedry, do drugiego Ośrodka Salezjańskiego w Monrovii i paru innych kościołów. W każdym poznaliśmy nowe osoby. W piątek z samego rana pojechaliśmy na Mszę Św do Sisters of Charity (Sióstr Matki Teresy z Kalkuty). Okazało się, że posługuje wśród nich jedna siostra z Polski. Bardzo nas ucieszyła możliwość rozmowy w języku ojczystym.
W poniedziałek jedziemy na 3 dniowy obóz dla animatorów w Virginia, o którym napisze Kamil.
Dziękuję Bogu za tą wspólnotę i za to miejsce.
Robert