IMAGINE THE FUTURE

I am only one and yet I am one
I cannot do everything but I can do something
and I will choose to do something that I can do

Napis na mapie Afryki w parku szpitalnym w Tappicie

 

To nie jest wpis o szczęśliwych skaczących dzieciach. Nie jest też o tym jak to cukierkowo jest na misji i że codziennie pojawia się jednorożec, który unosi się na dysku z tęczy obsypując wszystkich dobrobytem. Jest wręcz przeciwnie.

Imagine the future – tak głosi napis na ruderze z walącym się dachem. Prawdopodobnie było to budynek zbudowany przez jedną z organizacji pomocowych takich jak nasza. Na ścianach są odciski małych dłoni, by dzieci potraktowały to miejsce jako swoje. Ludzie, którzy tutaj kiedyś przyjechali prawdopodobnie mieli tak samo dużo optymizmu i nadziei jak ja z Piotrem w momencie, gdy otrzymywaliśmy krzyże misyjne. Myśleli, że zmienią świat.

Drugie zdjęcie jest bardzo wymowne. Przedstawia namiot organizacji AmeriCares for Liberia. Parę lat temu służył jako punkt medyczny. Posiadał klimatyzację, łóżka, krzesła, pełne wyposażenie w sprzęt medyczny. Obecnie, gdy wejdzie się do środka widać scenę jak z filmu o apokalipsie zombie. Na środku stoi stary wózek inwalidzki, po lewej stronie w stanie złomu lodówki na leki z napisem UNICEF. Atmosfera jest ciężka, zadymiona, w nozdrza uderza swąd spalenizny. Miejscowi urządzili w tym namiocie kuchnie. Powinienem „kuchnie” napisać w cudzysłowie, ponieważ są to dwa miejsca na podłodze na ogniska oraz parę cegłówek pozwalających na ustawienie garnka lub patelni.   

Przejeżdżamy pomagać, ale czy pomagamy mądrze? Stan tych budynków jest przykładem na to jak ogromna przepaść cywilizacyjna panuje pomiędzy Liberią a Światem Zachodnim. Liberyjczykom przekazano te obiekty w dobrym stanie technicznym. Niestety nie uzdolniono ich do opiekowania się nimi. Liberyjczycy nie posiadają zestawu umiejętności i odpowiedniego stanu mentalnego. Jestem przekonany, że gdyby misjonarze opuścili Tappitę jutro to wszystkie budynki, którymi się opiekują po paru latach popadłyby w kompletną ruinę.

Myślę, że głównym wyzwaniem dla misjonarzy tutaj i ciągle powtarza to Fr Jose jest praca organiczna lub praca u podstaw. Wpajanie czym jest odpowiedzialność, dotrzymywanie słowa, uczciwość, przedkładanie jakości nad ilością. Hasłem Salezjanów jest wykształcenie dobrych chrześcijan oraz uczciwych obywateli. Jest to projekt, który można porównać do budowania katedry. Będzie trwał 200 lat lub więcej by coś w skali kraju się zmieniło. Zmiana nie dokona się w jednym pokoleniu, ale w paru następujących po sobie. Prawdopodobnie ja z Piotrem oraz misjonarze w Liberii nie zobaczymy owoców swojej pracy w przeciągu naszego życia. Ale gdy projekt zostanie skończony to ma szanse zadziwić świat. 

Od pierwszych dni przebywania w Tappicie mam pewność, że jest to miejsce w sposób szczególny ukochane przez Boga. On chce żyć między Liberyjczykami w ich lepiankach, kłaść się spać razem z nimi na klepisku, uczestniczyć w ich życiu codziennym. Bóg nieustannie powołuje. Dzięki niemu O. Daniel, O. Albert, O. Jose, Piotr oraz ja przyjechaliśmy do Tappity. W pewnym sensie jest to dla mnie tajemnicą, dlaczego nas wybrał. Na początku jest Boża wola a wszystkie inne działania są do niej wtórne. To Bóg położył kamień węgielny pod katedrę i ciągle koordynuje pracę nad jej budową. Nie porzucił projektu, nie zniechęcił się. To dodaje mi sił i pozwala dalej pracować dla chwały Bożej.

Robert