Czas goni nas
Choć czas nas goni to (prawie) ostatni tydzień w Tappicie spędzamy aktywnie. W Niedzielę udaliśmy się do wioski Ziah gdzie mogliśmy uczestniczyć w Eucharystii.
Jechaliśmy około godziny na motorach przez dżunglę mijając osady i ludzi cieszących się na nasz widok. Pierwszy kościół był zrobiony z cegły i z gliny, bez żadnego tynku czy farby, surowe ściany, ołtarz w postaci małego stolika i krzyż oparty o ścianę. Na mszy zebrało się ok. 20 osób, w tym dzieci. Mimo małej liczby wiernych, dźwięki Chwały rozbrzmiewały po każdej cegle. Potem mieliśmy drugą mszę w drugiej części wioski, tam stał tyko dach na podpórkach. Było bardzo dużo dzieci, ponad połowa. Oraz jedna dziewczynka w wieku 8-10 lat która pięknie śpiewała. Po Eucharystii udaliśmy się na obiad do sołtysa, który ugościł nas pysznym sumem i swojskim ryżem… coś pysznego! Fakt, że tamtejsi wierni mają możliwość uczestniczenia we Mszy Świętej raz na kilka tygodni lub rzadziej jest bardzo zdumiewający, że są na świecie takie miejsca, gdzie eucharystia nie jest dostępna codziennie czy nawet co tydzień. Jestem wdzięczny za to, że my mamy możliwość być na mszy codziennie.
W szkole zaczęły się egzaminy. Dzieci biegały od klasy do klasy. Generalnie liberyjczycy mają spore opóźnienia w byciu na czas, podobnie było z egzaminami, które miały trwać od 11 do 12 a ostatecznie kończyły się o 14. Czasami cierpliwość sięgała zenitu kiedy po raz setny tłumaczyliśmy zadanie. W czasie miedzy egzaminami uczniowie bawili i uczyli się. Zaczęliśmy malować salę informatyczną. Klasa zaczyna nabierać świeżego powiewu, chcemy jeszcze namalować ikonki, które są związane z informatyką oraz kilka skrótów klawiaturowych, które pomogą uczniom w pracy przy komputerach.
Jako, że była to ostatnia możliwość bycia na targu, to postanowiliśmy się wybrać oraz zakupić małpę. Po krótkich negocjacjach cenowych udało się ją nabyć. Na pierwszy rzut oka wyglądała dość nie przyzwoicie, ale w smaku była rewelacyjna.
Są to nasze jedne z ostatnich dni, także zapinamy pasy bo jest WIĘCEJ.
Kuba