CAŁA NAPRZÓD

Stało się. Pierwszy obóz wakacyjny za nami. Po dwóch tygodniach pracy niechętnie rozstawałyśmy się z naszymi gospodarzami oraz podopiecznymi z Dhadim i okolicznych wiosek. Była to pierwsza placówka misyjna, na której miałam przyjemność działać. Cieszę się, że tam trafiłam. U wielu osób można było odczuć pragnienie zdobywania wiedzy. Zakończenie lekcji angielskiego nie było łatwym zadaniem. Kilka osób zawsze zostawało w klasie z gotowym zestawem niekończących się pytań. Choć wciąż dla niektórych Etiopczyków nauka to strata czasu (nie otrzymujesz za nią zapłaty, jak za pracę; nie masz dzięki niej jedzenia), to na szczęście takie krótkowzroczne myślenie przestaje mieć rację bytu. Ludzie widzą w wykształceniu szansę na lepsze życie.

Podczas ostatniego dnia zajęć w Dhadim dałam mojej grupie z j. angielskiego wybór: oglądamy angielski film albo rozwiązujemy zadania, aby poćwiczyć czasy oraz gramatykę. Doświadczenie z moich lat szkolnych utwierdziło mnie w przekonaniu, że wybiorą film. Widziałam też wcześniej, jak niektórzy z nich z zainteresowaniem oglądali bajkę, którą czasem włączałyśmy dzieciom po południu. Jednak chłopcy nie zastanawiali się długo. Jednomyślnie podjęli decyzję, która była dla mnie zaskoczeniem. Ale przyznam też, że byłam z nich dumna. Tak więc ostatnią wspólną godzinę obozu spędziliśmy na emocjonującej lekcji powtórzeniowej. Takich emocji, jakie towarzyszyły im tego dnia przy sprawdzaniu poprawności zadań, nie było mi dane wcześniej zobaczyć J

Żal nam było wyjeżdżać. Jednak wiedząc, że możemy dotrzeć jeszcze do innych dzieci, nie zatrzymujemy się. Dobrze jest czasem spojrzeć w tył, jednak kroki robimy tutaj z Agą tylko w przód (chyba, że są to kroki taneczneJ). Witaj Fullaso!

Fullasa. Prawie wcale niepodobna do Dhadim. Tam jest niewiarygodnie sucho. Mieszkańcy Dhadim i okolic tracą przez swoje zwierzęta, czasem nawet całe stada. Doskwierający nieustannie brak deszczu ma swoje odbicie choćby w krajobrazie. Sucha, czerwona ziemia, która z wielkim trudem wydaje jakiekolwiek plony, wysuszona roślinność niemal pozbawiona zielonych ożywiających liści. Już wiem, dlaczego Abba Anthony nie przestawał zachwycać się zielenią okolic Fullasy, gdy wiózł nas do siebie na placówkę w Boranie. W Fullasie jest chłodno, mokro i zielono. Deszcz to błogosławieństwo. Wydawać by sie mogło, że ludziom żyje się tu lepiej. Możliwe, że tak jest. Ale czy lepiej znaczy dobrze? Nie sadzę. Utwierdzają mnie w tym m.in. relacje sióstr, które opowiadzją nam o życiu codziennym w tym miejscu.

Wraz ze zmianą placówki musiałyśmy zmienić program obozu. Dla każdej grupy dzieci nalezy dostosować rodzaj zajęć i metody działania. W Dhadim miałyśmy bardzo duży przedział wiekowy wśród uczestników. Stąd też pomysł na podział na dwie grupy.  W Fullasie na zajęcia poranne (katecheza, j. angielski, zajęcia muzyczne i plastyczne) przychodzą tylko maluchy. Po południu dołączają do nas nieco starsze dzieci, ale to wciąż podpieczni maksymalnie w wieku odpowiednim dla szkoły podstawowej. Kolejne wyzwanie dla mnie (odkryłam, że o wiele łatwiej prowadzi mi się zajęcia dla starszych uczniów). Jest ich dużo. Staramy się wprowadzić dyscyplinę, co nie zawsze jest łatwe. Agnieszka i siostra Venolia sa dla mnie wzorem do naśladowania 😉 Nie są to łatwe dzieci. Co wieczór dowiadujemy się o przyczynach danego zachowania niektórych z nich. Problemy w rodzinie, sposób wychowania przekładają się niestety na postępowanie dziecka w stosunku do kolegów, ale też i obcych ludzi. Wraz z upływem czasu widzę jednak u niektórych zmianę w zachowaniu wobec nas – współpraca popłacaJ One wymagają uwagi oraz cierpliwości. Dopóki tu jesteśmy, próbujemy im to dać.

Czy jest coś, co się nie zmieniło wraz z „przeprowadzką” do Fullasy? Tak. Gościnność naszych gospodarzy. Siostry dzielą się wszystkim, co mają. Nie dają nam choćby na chwilę zapomnieć, że tutaj też jest nasz dom. I za to jestem im niezmiernie wdzięczna.

Olka