„BÓG POSŁAŁ NAS NA TEN ŚWIAT DLA INNYCH”

Kilka lat temu ta myśl św. Jana Bosko zadomowiła się w moim sercu. Można chyba powiedzieć, że jest dla mnie swego rodzaju mottem życiowym. Dziś, gdy odwiedzam różne zakątki Etiopii, jeszcze mocniej do mnie przemawia. Spotkania z misjonarzami dzielącymi swoją codzienność z najbardziej potrzebującymi, z tymi którzy żyją w nieludzkim ubóstwie, przypominają mi, że faktycznie tak jest – rodzimy się po to, aby służyć innym. Kim byłabym dziś, gdyby nie bezgraniczna miłość moich rodziców, pomocna dłoń najbliższych mi osób, dobra rada ludzi pojawiających się w moim życiu? Współpraca z gospodarzami placówek, w których organizujemy zajęcia dla dzieciaków – zbyt krótkie, aby nasycić się nimi, jednak wystarczające, abym mogła nauczyć się co nieco od misjonarzy, abym przypomniała sobie, jak powinnam postępować.

Dhadim – region, w którym mieszkańcy z powodu braku wody (a co za tym idzie – pożywienia dla zwierząt, dzięki którym mogą egzystować) muszą co jakiś czas zmienić miejsce zamieszkania, przesiedlić całą wioskę. Wśród nich zawsze usmiechnięty Abba Anthony. O czym mi przypomniał? O tym, że warto wierzyć w ludzi, nie zniechęcać się, nie poddawać. Gdy na zakończenie obozu wakacyjnego rozdawaliśmy dzieciakom ciastka, te w pewnym momencie rzuciły się na słodycze. Kiedy rozdałyśmy im bransoletki oraz długopisy, zaczęły sie kłócić i prosiły o wymianę na inne. Zrobiło mi sie przykro. Powiedziałam wtedy do Abby Anthony’ego, że to smutne – oni ciągle walczą o wszystko dla siebie. Nawet jeśli wiadomo, że wystarczy dla każdego. „Tak, to smutne” – odpowidział, nie przestawając patrzeć na nie z ojcowską miłością. Cierpliwość, troska i czas. Tego im trzeba. Abba Anthony jest obecny w życiu prywatnym swoich parafian. Zawsze gotowy pomóc. Nieważne czy jest dzień, czy środek nocy. Ludzie wiedzą, że mogą zawsze na niego liczyć. Towarzyszenie mu podczas wieczornych spacerów po wioskach, podczas wizyt u mieszkańców uświadomiły mi, jak ważne jest budowanie wspólnoty z ludźmi, z którymi przebywa się na co dzień. Pogoda ducha oraz zabawne historie opowiadane przez tego gadułę pozostaną w mojej pamięci na pewno na długo.

Fullasa – najleprze określenie, jakie przychodzi mi do głowy, myśląc o tej misji, to „misja niemożliwa”. Oczywiście, wszędzie jest ciężko. Widzimy to w każdym miejscu, do którego się udajemy. Jednak tutaj szczególnie. Specyficzni ludzie, a pomiędzy nimi trzy przezabawne oraz przeurocze siostry z Indii. S. Roshni bez dwóch zdań swoje serce oddała Fullasie. Jest posłuszna decyzjom przełożonych, wierna powołaniu oraz mieszkańcom parafii, w której służy. S. Vinolia to psycholog dotykający ludzkiego wnętrza. Codziennie przypomina, że to Panu należy zaufać. Nie ma się czego obawiać – On zawsze pomoże po swojemu. Z kolei s. Anila nie przestaje zadziwiać swoim pięknym wnętrzem oraz niedorzecznym zachowaniem, które w gruncie rzeczy czyni ją niesamowitą pośród codziennego brudu i smutków. Pokora sióstr, ich siła czerpana z Jedynego Słusznego Źródła, wzajemne wsparcie oraz wytrwałość mogą wiele nauczyć niejednego, nawet doświadczonego przez życie człowieka.

Soddu Abala – placówka, gdzie ludzie są niesamowicie uprzejmi, przyjaźni, żądni wiedzy. Tutaj chce się wracać. Swoimi owieczkami opiekuje się tu Abba Yoseph. Etiopczyk z krwi i kości, który z charakteru Etiopczykiem na pewno nie jest. Jego zmęczone oczy przysłania serdeczny uśmiech – pomimo ogromnych przeciwności losu zawsze na swoim miejscu. Wydaje mi sie, że to pokora sprawia, że godzi się na wszystko, co dzieje się dookoła niego. Jak sam mówi – po prostu robi, co może.

 

Takich to przewodników spotkałyśmy z Agą na swojej drodze misyjnej. Dzięki współpracy z nimi wiem na pewno, że „Bóg posłał nas na ten świat dla innych”.

Olka