Bo w radości, którą się dzielimy, jest Boże Narodzenie
Podczas ozdabiania choinki i świątecznych porządków Siostra Dolores nagle oznajmiła mi, że mogę się pakować. Nie, nie wyrzuciła mnie 😉 Dostałam pozwolenie na spędzenie Bożego Narodzenia razem z wolontariuszami z SWM Kraków Darkiem, Jolą i Adamem w Tonj.
Zatrzymaliśmy się w domu Salezjanów. Mają oni tutaj wiele obowiązków i do udziału w niektórych z nich zostaliśmy zaproszeni. Największą radość sprawiły mi wizyty w małych miejscowościach. W każdej był niewielki kościółek, w którym ksiądz odprawiał Mszę Świętą. Mimo niewielkich rozmiarów świątyni, w każdym odwiedzonym miejscu była ona przepełniona ludźmi, którzy już długo czekali na przybycie misjonarza. W wioskach położonych z dala od miast ludzie mogą liczyć na Mszę tylko w porze suchej, a i tak dojazd do miejscowości nie jest prosty. Dlatego wszyscy tłumnie korzystają z okazji.
W Thiet przyjęto nas z otwartymi ramionami i uśmiechem. Ludzie w Thiet nie mają kolorowego życia. Wiele osób dotkniętych jest chorobami, niepełnosprawnością ruchową lub intelektualną. W czasie mszy siedziało wokół mnie mnóstwo dzieci. Dotykały mnie, moich stóp, włosów, trzymały za ręce, przytulały, siadały na kolanach. Jedna młoda mama przyniosła do mnie swojego maluszka. W kościele nie było ciszy. Ludzie tańczyli, śpiewali, zamiast szeptać- rozmawiali. Właściwie to nic nie było słychać z tego, co ksiądz mówił przez megafon. Jednak mimo tego ogólnego harmideru, czuć było Boże Narodzenie.
Następnego dnia pojechaliśmy do jeszcze innej wioski – Kaphfara. Jest tak mała, że nie ma jej nawet na mapie. Tam w ogóle nie było kościoła. Zebraliśmy się pod daszkiem z ławkami. Jak się później okazało było to miejsce do nauki dla uczniów siódmej klasy. Nie było tam też budynku szkoły, a największa klasa to były ławeczki pod drzewami.
Kolejnego dnia odwiedziliśmy miejsce, gdzie przebywają trędowaci. Tam również przybiegła do nas spora ilość dzieci, których radość na nasz widok była niezwykle szczera. Pierwszy raz widziałam ludzi tak cierpiących, opuszczonych, trędowatych. Czy może być komuś jeszcze ciężej w życiu? Ci ludzie się uśmiechali. Ale widać było jak cierpią i jak jest im ciężko. Wspólnie pomodliliśmy się, a dzieci zaprowadziły nas do miejsca, gdzie się uczą. Miejsce wyglądało jak opuszczona ruina, a w środku budynku była tylko tablica, bez żadnych ławek.
W ostatni dzień roku 2021 odwiedziliśmy Kuajok. To już jest większa miejscowość, dwie godziny drogi od Wau. Prowadzi do niej piękna, równa i malownicza droga. Tam spędziliśmy tylko jeden dzień odwiedzając najmłodszą misję salezjańską. Wspólnie spędziliśmy tam czas z chłopcami ulicy, z którymi poszliśmy nad rzekę.
Mogłabym godzinami pisać o miejscach i ludziach, których spotkałam podczas tego Bożonarodzeniowego czasu. Krajobraz Sudanu Południowego jest niezwykły, mimo suszy jest bogaty w roślinność. Nie opisałabym dokładnie tego miejsca gdybym nie wspomniała o zwierzętach. Przepięknych ptakach, motylach no i oczywiście hodowlanych krowach z ogromnymi rogami, które bardzo często wielkimi stadami wyłaniają się z piaskowej mgły. Ogromne wrażenie robią na mnie tradycyjne tańce, które są głównie odwzorowywaniem zachowań i reakcji zwierząt, szczególnie krów .Ci ludzie tańczyć mogą w nieskończoność. Bieganie wokół ogniska pod osłoną nocy, w rytm wybijanych na wielkich bębnach dźwięków, dają wrażenie jakby z innej epoki. Wszystko jest niezwykle inne, nieskażone cywilizacją i ma to swój urok.
Po raz kolejny zetknęłam się też z ludzką biedą, cierpieniem, odrzuceniem. Patrzyłam na radosne dzieci kąpiące się w rzece myśląc o tym, że tego samego dnia będą spały gdzieś na ulicy. Najmłodszy z tych chłopców miał nie więcej jak 5 lat. Myślałam o tym, że pewnie często się boją, że często są głodni, że doświadczają wielu krzywd.
Nie wiem nawet jak to wszystko podsumować. Nie da się tego tak po prostu opisać. Wiem, że jeszcze nigdy tak mocno nie odczuwałam Bożego Narodzenia jak wśród tych dotkniętych największą krzywdą ludzi i dzieci. Oni radowali się momentem. Radowali się z bycia razem. A my radowaliśmy się z nimi.
Odwiedzenie tych wszystkich miejsc i spotkanie z ludźmi było dla mnie niezapomnianym czasem. Uśmiechy, które otrzymałam pozostaną w moim sercu na długo. Mam nadzieję, że na zawsze i będą mi przypominać o tym, że mimo ogromu zła jakie krąży po świecie, jest wiele dobra, które jest wokół nas , i które również my możemy czynić. Cieszę się z tego, że mogłam dzielić tę radość z moimi przyjaciółmi z Krakowa. Nawet udało nam się ulepić uszka i podzielić się opłatkiem. Nie zabrakło też kolęd i spoglądania w rozgwieżdżone niebo szukając tej najjaśniejszej gwiazdy. To był piękny czas!
Życzę wszystkim czytającym i całej SWM- owej wspólnocie, abyśmy w tym kolejnym roku odnajdywali prawdziwą radość z daru, jakim jest nasze życie. Byśmy nie bali się podejmować wyzwań na rzecz niesienia pomocy potrzebującym i abyśmy zawsze doceniali obecność ludzi, którzy nas kochają i się o nas troszczą. Bo w radości, którą dajemy i którą otrzymujemy, jest Boże Narodzenie.
Hela