Błogosławione oczy wasze, że widzą

Punkt widzenia wcale nie zależy od punktu siedzenia. Zależy od oczu, które patrzą. Są dni, kiedy jestem zachwycona ludźmi w Afryce. Są dni, kiedy dostrzegam tylko biedę.

Zakończony w ubiegłym tygodniu obóz, czyli tzw. Holiday Camp, obfitował w momenty pełne radości. Barwnie ubrane dzieci podczas Dnia Strojów Afrykańskich. Radosne okrzyki i tembr bębnów towarzyszące Paradzie ulicami dzielnicy New Matadi. Szczęście i satysfakcja w czasie prezentowania swoich umiejętności tanecznych, wokalnych i artystycznych ostatniego dnia obozu. Rozpierająca duma w momencie odbierania certyfikatów dla najlepszych uczniów. Niewysłowiona euforia po ogłoszeniu zwycięskiego Domu. Zmęczenie ustępowało miejsca radości. Jak tu się nie cieszyć, gdy cieszą się wszyscy? Nie da się!

Obóz jest wyczekiwanym przez cały rok wydarzeniem. Oratorium jest miejscem, w którym rozsiewa się radość. Wystarczy przekroczyć niebieską, metolową bramę i można się przenieść do głośnego, kolorowego Nieba.

Pozytywne nastawienie do życia Liberyjczyków zderza się z trudem codzienności.

Ma 21 lat. Gdy miał 10 lat zaczął pracować fizycznie, żeby utrzymać rodzinę. Pracował do czasu aż zabronił mu tego lekarz. Mieszka teraz tylko z ojcem. Jednak do grudnia musi radzić sobie sam. Ojciec przebywa w Gwinei, gdzie stara się zarobić na życie. „Radzić sobie sam” oznacza jak najszybciej znaleźć pracę, co wcale nie jest tutaj takie łatwe. W innym wypadku jego jedynym pożywieniem będzie to, co dostanie od innych. Przypadkowo. Bo o jedzenie sam nigdy nie poprosi.

Ma 25 lat. W 2014 r. przerwę w życiorysie. Tutaj to nie wymaga tłumaczenia. Ebola. Życie wówczas zamarło. Wirus zabrał setkom dzieci ojców i matki. Setkom matek i ojców dzieci. O eboli nikt dziś nie mówi głośno. Jednak jej skutki nosi głęboko w sobie. Część ludzi zmaga się z depresją, której nie są świadomi albo do której nie chcą się przyznać. Próby walki z chorobą mogą okazać się bezowocne, bo wykształconych psychologów tutaj brakuje.

Piętno eboli i piętno ostatniej wojny domowej zakończonej w 2004 r. każdy Liberyjczyk mimowolnie nosi w sobie. Ponownie – punkt widzenia zależy od oczu, które patrzą. Jednych te doświadczenia wzmocniły, mają siłę, by pozytywnie patrzeć w przyszłość. Innych pozbawiły woli walki. Tkwią w marazmie i chcą wyjechać, bo życie tutaj nazywają piekłem.

Przed Liberią długa droga. Nie po Europejskich autostradach, ale po wyboistych, czerwonych Afrykańskich ścieżkach.

 

Iwona