BLISKOŚĆ I RADOŚĆ Z DRUGIEGO CZŁOWIEKA
W miniony weekend odwiedziłyśmy placówkę Sióstr Salezjanek w Tonj. Musiałyśmy pokonać 100 km po afrykańskich drogach, co zajęło ponad 3h.
Siostry prowadzą w Tonj przedszkole, szkołę podstawową i liceum. W niedzielę zostałyśmy oprowadzone po placówce. Zrobiła na mnie bardzo dobre wrażenie. Wszystko dopracowane, zadbane, gdy weszłyśmy do liceum to byłam zdumiona. To nowo powstały budynek z pracownią fizyczną, chemiczną i informatyczną. Wszystko wyposażone w nowe sprzęty. Klasa informatyczna ma 40 stanowisk z komputerami. Pomyślałam sobie, że takich szkół w Afryce potrzeba jak najwięcej, aby dzieci mogły mieć dostęp do edukacji, która da im lepszy start w dorosłe życie. Wyjeżdżałam stamtąd z nadzieją, że coś się małymi krokami zmienia i ogromnie mnie cieszyło, że dzieci otrzymają tu rzetelną edukację.
We wtorek byłyśmy odwiedzić w naszej miejscowości dom dla chłopców ulicy, prowadzą go tu księża Salezjanie. Gdy weszliśmy na teren placówki, chłopcy nosili drewno. Gdy nas zobaczyli zaczęły się popisy i pozowanie do zdjęć. Po chwili wygłupów wszyscy usiedliśmy, ksiądz nas przedstawił. Usiadłam i zaczęłam obserwować tych chłopców oraz księdza, który się nimi opiekował. Zastanawiałam się co kryją te twarze, jakie historie mają za sobą, co spowodowało, że się tu znaleźli.
Zobaczyłam też spojrzenia między chłopcami a księdzem. To były spojrzenia miłości i czułości. Chłopcy traktują go jak swego tatę, a ksiądz ujął mnie swą empatia i czułością. Pomyślałam sobie, jak bardzo ważna jest dla każdej osoby bliskość kogoś, komu na nas zależy. Nieważne jest miejsce w jakim się znajdujemy, każdy potrzebuje bliskości drugiej osoby. Dzieci po różnych przejściach potrzebują tej bliskości jeszcze bardziej.
Ksiądz często chodzi do miejsc, gdzie przebywają chłopcy ulicy i proponuje im pomoc, nocleg, edukację itp. Niestety nie każdy chce przyjąć pomoc. Są przyzwyczajeni do swego świata, gdzie nikt nie stawia żadnych wymagań.
Pod koniec naszego pobytu Paula nagrywała wywiad z księdzem. Chłopcy zaraz się do niego tulili, poprawiali mu kołnierzyk, uciszali się nawzajem, żeby wywiad dobrze się nagrał. Gdy tak stałam z boku i obserwowałam to wszystko, to serce aż ściskało. Jak oni bardzo kochają księdza, który jest dla nich tatą. Na koniec odmówiliśmy wspólnie różaniec, a chłopcy podzielili się opowieściami jak minął im dzień.
Po powrocie do domu długo jeszcze myślałam o tych chłopcach. I nie tylko o tych. Jak wiele jest takich dzieci, błąkających się po ulicach, nie mających do kogo wracać. Jak dobrze, że są ludzie, dla których los takich dzieci nie jest obojętny i stwarzają im godne warunki do życia.
Ania