Afryka da się lubić…

Rozmyślanie. Planowanie. Pakowanie. Pożegnanie. To wszystko już za nami. W piątek ruszyłyśmy w drogę do Afryki, a dokładniej do Liberii, której stolicą jest Monrovia.Trudy wielogodzinnej podróży zostały zrekompensowane tuż po opuszczeniu lotniska, kiedy to przywitał nas Ojciec Rafael wraz z ośmioosobową grupą młodych ludzi. Jak się później okazało, nie mogąc się nas doczekać oświadczyli Ojcu, że jadą z nim. Poświecili swój czas. Tak po prostu. Ktoś mógłby rzec: „Nic wielkiego”. Być może. Dla nas to pierwsze namacalne świadectwo poczucia wspólnoty i domu. I mogę śmiało rzec, iż powiedzenie „Dom tworzą ludzie, a nie mury” nabrało dla nas nowego znaczenia.

Przez weekend zapoznawałyśmy się z otaczającym nas światem. Wszystko było i wciąż jest nowe oraz inne: smaki, zapachy, zwyczaje. Ulica odgrywa dużą rolę w życiu Liberyjczyków. Można przy niej zakupić bardzo wiele różnych rzeczy, porozmawiać ze znajomym, pograć w piłkę, zatankować samochód, wymienić pieniądze, uczesać się, zrobić pranie, a nawet się umyć. Dowolność jest doprawdy duża. A wszystkiemu towarzyszy niesamowicie radosny harmider.

Afryka da się lubić nie tylko za różnorodność, ale też za otwartość, jaką w sobie mają ludzie. Nie ma znaczenia, że jesteś nieznajomym. Tutaj uścisk dłoni, głośne pozdrowienie bądź uśmiech jest na porządku dziennym. Nieustannie się tym zachwycam i czerpię siłę z ludzkiej życzliwości. Niewiele potrzeba, by poczuć się chcianym. A ja na nowo się tego uczę właśnie tutaj w Afryce.

Holiday Camp to nazwa obozu, w którym bierzemy udział. Imponująca jest liczba uczestników– 600 dzieci i młodzieży plus ponad 70 animatorów. Hasłem tegorocznego obozu jest: „We are a family” (tłum. Jesteśmy rodziną). Obecność to główny cel codziennego spotkania z drugim człowiekiem – to właśnie usłyszałyśmy od Ojca Rafaela przed rozpoczęciem tegoż wydarzenia. Oczywiście nie brakuje nauki oraz różnorodnych zabaw. Muszę przyznać, że miejsce, w którym się znalazłyśmy oddaje w pełni salezjańskiego ducha. Co ciekawe, na obozie nie ma podziału społecznego. Są dzieci biedne i bogate. I właśnie tak wyobrażam sobie miejsce, które dawno temu stworzył św. Don Bosco.

Dom bez podziałów, bo przecież wszyscy jesteśmy jedną wielką rodziną.

Z radosnej Liberii,
Marta