Weekend ks. Bosko w Kunku

Do momentu znalezienia komputera Ady wszystkie aktywności w oratorium zostały zawieszone. Włącznie z popołudniowymi rozgrywkami sportowymi, wieczornym czasem nauki, jak również zajęciami komputerowymi. Po kilku dodatkowych dniach przerwy i psychicznego resetu wracamy do prowadzenia lekcji. Do grupy z dyrektorem i vice dyrektorem szkoły dołącza również Mr John- wieloletni szkolny katecheta. W środę razem z bratem Juliusem ustalamy szczegóły dotyczące quizu o księdzu Bosko. Ma on miejsce po przerwie obiadowej. Około godziny 12 dzieciaki z klas 4-6 zaczynają się zbierać w holu. Po upływie godziny rozpoczynamy konkurs. Są dwie klasy z każdego rocznika, z każdej klasy jedna drużyna. W sumie jest 6 grup. Przygotowane są 3 rundy. Razem z Adą prowadzimy ten quiz, ksiądz Carlos i Paul są sędziami, a Brat Julius przyjmuje rolę fotoreportera. Cała zabawa trwa trochę ponad godzinę. Po tym czasie możemy ogłosić zwycięzców. Pierwsze miejsce zajmuje drużyna reprezentująca klasę 6a, a drugie miejsce dostaje drużyna klasy 5b. Wielka radość wypełnia hol, wszyscy aż skaczą z radości. Brat Julius ogłasza, że nagrody zostaną im przekazane przy okazji jednego popołudnia w oratorium, dziękuje wszystkim za przybycie i kończy konkurs na ten dzień. 

W tym samym czasie trwają również przygotowania do weekendu księdza Bosco, które w tym roku odbywa się właśnie u nas w Kunkujang Mariama. Zaproszona jest młodzież z całego kraju, czyli całej diecezji, co oznacza 20 parafii. Razem z animatorami z Kunkujang dzielimy się zadaniami. Zapisujemy się do odpowiednich komitetów, m.in. kuchennego, sportowego, powitalnego, porządkowego, liturgicznego, itd. 

Piątek 31 stycznia rozpoczynamy od uroczystej Eucharystii o godzinie 7 rano. Ksiądz Piotr odprawia ją w nowym ornacie z wizerunkiem księdza Bosco, który razem z Adą przywiozłyśmy z Polski. Po mszy razem z księżmi udajemy się do domu misyjnego na śniadanie. Wszystkim towarzyszą bardzo dobre humory, w końcu to dzisiaj salezjanie na całym świecie mają swoje święto i wspominają swojego założyciela. Cały dzień trwają ostateczne przygotowania do weekendu Bosco. Ostatnie zakupy na markecie, porządki. Razem z Adą projektujemy i wycinamy wizytówki dla uczestników programu. O 14 jemy z księżmi uroczysty obiad, po którym na deser jemy pyszne przygotowane przez Therese ciasto. Wieczorem zaczynają zjeżdżać się goście. Komitet odpowiedzialny za ich powitanie czeka na nich pod holem. Na dzisiaj plan to przywitanie gości, czas na ich wykąpanie się, następnie wspólna kolacja. Na koniec jest zaplanowana adoracja w kościele ze słowem powitania wszystkich przez księdza Peace’a. Kolacja opóźnia się i zamiast na 20, wyrabiamy się dopiero na 21. Jednak zgodnie z gambijskim poczuciem czasu- nikt się tym nie denerwuje. Zauważamy tutaj ogromną prawdę w zdaniu „W EUROPIE LUDZIE MAJĄ ZEGARKI, A W AFRYCE LUDZIE MAJĄ CZAS.” Jemy makaron z warzywami i rybę. Po posiłku udajemy się do kościoła na piękną adorację. Jesteśmy jednak na tyle zmęczone, że nie wytrzymujemy do końca i chwilę po 23 idziemy do sióstr przygotować się do spania. 

W sobotę budzimy się przed 7, a punktualnie o 7 pod dom sióstr podjeżdża po nas ksiądz Piotr. Jedziemy do Bakoteh na mszę do sióstr Misjonarek Miłości, których założycielką jest Matka Teresa z Kalkuty. Po porannej Eucharystii wracamy do Kunkujang, a my z Adą wracamy do pokoju i znów zasypiamy. Budzimy się i od sióstr, u których śpimy wracamy do domu i postanawiamy tam posprzątać. Robimy gruntowne porządki. Pierzemy też kilka rzeczy i rozmyślamy plan zajęć komputerowych na następny tydzień. Około 15 idziemy do domu misyjnego na obiad. Po drodze, ani w trakcie posiłku nie spotykamy nikogo.  Teraz trwa gra terenowa. Grupy biegają po wiosce poszukując kolejnych stacji zabawy. Spotykamy ich, gdy po obiedzie wracamy do domu. Ada uczy się historii, a ja dokańczam porządki. O 18 idziemy pod kościół, z którego ma miejsce procesja z różańcem do groty Maryi. Odmawiamy różaniec, a przy grocie każdy dostaje świeczkę, z którymi się przy Maryi modlimy. Następnie idziemy z Adą do kuchni pomóc serwować posiłek. Po kolacji idziemy się przebrać i następuje czas na wieczór parafii. Każda parafia może na scenie zaprezentować coś od siebie- piosenkę, taniec, pantomimę, wiersz. Każdy z zainteresowaniem ogląda, co przygotowali inni. My z animatorami z Kunkujang mieliśmy przygotowany taniec do piosenki o księdzu Bosko, a poza tym brat Julius przygotował przedstawienie o śnie 9 letniego Janka Bosko. Impreza trwa do około 23. Idziemy jeszcze na chwilę do domu misyjnego, gdzie ustalamy, że chcemy z księdzem Piotrem pojechać na msze, które jutro odprawia. Jedna z nich o 8:30, a druga o 10. 

W niedzielę wstajemy więc rano, szybko jemy śniadanie, a następnie wyruszamy do malutkiej wioski, gdzie w szkolnej klasie kilka osób czeka na księdza, który odprawi dla nich mszę. Jest to najmniejsza i najmłodsza wspólnota, którą opiekują się Salezjanie w Gambii. Do niedawna księża przyjeżdżali tam odprawiać mszę niedzielną raz w miesiącu, teraz przyjeżdżają już co tydzień. Natychmiast po tej Eucharystii jedziemy do Kololi na drugą mszę. Jest to w Senegambii, czyli turystycznym rejonie. Stąd od razu przed kościołem zauważamy dużo turystów. Zgadujemy, którzy z nich to Polacy. Dzisiaj 2 lutego, się msza rozpoczyna się na zewnątrz, a następnie wszyscy za księdzem wchodzimy do kościoła z zapalonymi świeczkami w rękach. Podczas kazania ksiądz Piotr przedstawia się. Mówi jak się nazywa, że jest Polakiem, ale również wspomina, że od 16 lat pracuje w Afryce. Po mszy pod kościołem podchodzą do księdza Polacy zdziwieni obecnością polskiego księdza na mszy tutaj. Father Peter nie ukrywa, że jest jedynym polskim księdzem w tym kraju. Jeden mężczyzna chce się wyspowiadać, idziemy z Adą poczekać w aucie. Po chwili przychodzi ksiądz i wracamy do Kunkujang. Z chwilą naszego powrotu kończy się tutaj msza odprawiana przez ksiądz Antoniego, który jest proboszczem parafii w Koloni, w której byłyśmy na mszy. Niedługo po mszy jemy obiad, a po nim idziemy na podsumowanie weekendu Bosco z animatorami. Zaraz potem razem z 20 animatorami na pace, jedziemy na plażę. Animatorka Antoinette obchodzi dzisiaj swoje 19 urodziny, świętujemy je razem z nią nad oceanem. Spędzamy tam około 2 godziny, pływając, tańcząc, rozmawiając. Wracamy do Kunku, po drodze zatrzymujemy się w Tujereng i kupujemy owoce baobabu. Cztery animatorki mówią, że jutro mogą przygotować nam z nich sok. Po powrocie bierzemy prysznic, jemy kolację ugotowaną przez dwie 17- letnie animatorki i niedługo potem idziemy spać. 

W poniedziałek rano jedziemy z księżmi na plażę. Podczas, gdy oni mają swoje podsumowanie tygodnia razem z planami na następne dni, my- opalamy się, pływamy w oceanie, odpoczywamy leżąc na plaży nad Oceanem Atlantyckim wsłuchując się w szum fal i śpiew ptaków. Chwilę po 14 jemy obiad- rybę, frytki i sałatkę. Po jedzeniu robimy chwilę przerwy, a zaraz potem znów wbiegamy do wody i korzystamy z tego dnia najbardziej jak tylko się da. Wieczorem wracamy do Kunku, bierzemy prysznice i o 18:30 spotykamy się na różańcu. Dzisiaj różaniec rozpoczynamy pod kościołem i stamtąd niosąc krzyż młodzieży-  przechodzimy pod hol. Co poniedziałek po różańcu wszyscy odmawiamy nieszpory, a następnie animatorzy zostają na swoim spotkaniu formacyjnym. Podczas tego spotkania podsumowanie weekendu księdza Bosko jest kontynuowane. Ze względu na to, że dyskusja toczy się w kierunku planowania następnej takiej imprezy, która będzie w czerwcu, gdy nas już tutaj nie będzie- cichutko wychodzimy z holu i idziemy na kolację do domu misyjnego. Po zjedzonej kolacji idziemy przygotować się do spania. W pokoju u sióstr mamy wifi. Od momentu przeprowadzki tutaj- zasypiamy dużo później, niż byśmy mogły, bo internet bardzo nas wciąga. Tu obejrzymy film, tam coś poczytamy, a tu poprzewijamy Facebooka czy instagrama. Zaraz znajdziemy interesujący dokument na YouTube, który w tej chwili chcemy obejrzeć. Zaczynamy dostrzegać wartość braku internetu w miejscu, w którym śpimy. Gry internet mamy tylko w domu misyjnym- spędzamy tam jakąś część dnia, ale gdy idziemy gdziekolwiek indziej, gdzie tego wifi nie ma- nasza praca staje się dużo bardziej efektywna. Dotarcie do sióstr zajmuje około 6-7 minut, do naszego domu- 2 minuty z domu misyjnego. Zaczynamy tęsknić za naszym domem, do którego było blisko, w którym NIE MA internetu (tym argumentem zadziwiamy same siebie), w którym o 6 rano nikt nie śpiewa i nie krzyczy (tak właśnie było z dziewczynami z internatu u sióstr). Dzisiaj zasypiamy więc bardzo późno…

Monika